O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Artykuły »  lista artykułów » Wojciech Kalisz: Czy to aby ekonomia jest?
Treść artykułu:

Czy to aby ekonomia jest?

Nie znam się na ekonomii ani na gospodarce ale wiem, że gdyby nie tzw. ekonomia Balcerowicza i unijno – lewacka zmowa, Polska byłaby rzeczywistym tygrysem Europy. Ale ktoś miał w tym interes aby nie była. Dlaczego tak sądzę?. Przede wszystkim dlatego, że umiem wyciągać wnioski z przeszłości. A oto parę przykładów.

W XV wieku byliśmy na poziomie Francji wyżej od państw niemieckich – gdy wolny lud i kupcy mieli możliwość rozwoju ekonomicznego i handlu z Zachodem zbożem ze szlacheckich pól. Handel dla szlachcica był hańbiącym zajęciem.

W okresie reform Sejmu Wielkiego parę lat dosłownie wystarczyło, aby Rzeczpospolita zaczęła dźwigać się gospodarczo – wolne miasta.

W kongresówce zaledwie w ciągu 15 lat będąc w niewoli politycznej zbudowaliśmy przemysł na miarę Europy Zachodniej – Staszic i Drucki – Lubecki.

W okresie II Rzeczpospolitej w ciągu 15 lat – bo zaraz po wojnie była jeszcze przez trzy lata …wojna - zbudowaliśmy przemysł, porty, miasta, budowaliśmy nowoczesną armię. Prowadziliśmy niezależną politykę. Prognozowano, że w latach 50-tych mogliśmy osiągnąć poziom Niemiec.

Po II wojnie światowej 1945-1947 na każdym rogu w Warszawie kręcił się „biznes” - od razu zaczęły pracę małe fabryczki, a w ludzi mimo komunizmu wstępował pewien gospodarczy optymizm. A potem wojna z handlem, spekulanctwem, kułakami i plany niedokończone – różnoletnie, to bez znaczenia, bo nikt tego nie mierzył. Co miało być to i tak było

Po 1989 roku gdy buchnęła „niepodległość” – zakładano firmy, sklepy, kwitł handel i usługi, wymiana zagraniczna na dużą i na małą skalę (częściowo w szarej strefie, ale gdzie jej na świecie nie ma) i oto Balcerowicz zaczął schładzać gospodarkę. Dlaczego? To już nawet nie chodzi o bandycką prywatyzację. Tak się czasami zastanawiam jakie jest myślenie takich Balcerowiczów? Albo też czy aż tak korzystne było dla nas wejście do UE? Można by powiedzieć, że to jakby ożenek z nie bardzo „młodą panną”. Nie widomo bardzo co robić – czy dzieci czy trumnę? Z unią jest tak samo. Ledwie cośmy pobaraszkowali, a już się sypie  i posag coraz bardziej wątpliwy. To znaczy jak dołożysz to go dostaniesz. I tu jest to co zastanawia nad słusznością tego kroku. Ekonomiści obliczyli, że aby uzyskać tzw. pieniądze unijne czyli odzyskać swoje i coś ponad to, trzeba dołożyć drugie tyle.  Niemcy mogą sobie pozwolić na mniejsze dopłaty, bo oni praktycznie z nich nie korzystają. Oni zarabiają na tym, że my i inni właśnie je pobierają, a w końcowym efekcie i tak do nich trafią – poprzez handel, banki, przesył energii itp.

Ale wróćmy do nas. Żeby uzyskać unijną złotówkę należy wyłożyć swoją złotówkę, a drugą złotówkę mieć na opłacenie tej unijnej (programy, szkolenia, biznes plany itd.). Dopiero wtedy dostaniemy tą unijną – zasadniczo wirtualną, bo my jej nigdy nie widzimy. A dopłaty bezpośrednie - to zapomoga, żeby wieś siedziała cicho – taka zapomoga – prezent – tylko w 50% pochodzący od UE.

Czyli co - czy aby nam się to opłaca?

Przypominają się czasy, gdy w pracy dawali herbatę, ręczniki, proszki i inną lipę – po co? Tak do końca nie wiadomo – bo przecież każdy mógł sobie to kupić – gdyby mu dali więcej zarobić. Niestety, ciemny naród się cieszył, że mu dano ręcznik. Dzisiaj tym deputatem są unijne dopłaty. Nie lepiej stworzyć warunki do godziwej sprzedaży tego co chłop wyhodował po godziwej cenie, a nie na wszystko kontyngenty, paszporty, rejestry itd.

Wolny handel – jaki wolny handel jak własnego zwierzęcia nie można sprzedać, bo nie ma paszportu czy kolczyka?

Daliśmy się zrobić, jak mówi moja wnuczka, „na cacy”.

Wojciech Kalisz

powered by QuatroCMS