O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Historia »  Opracowania »  Piotr Opozda
Treść artykułu:

Objawienia na Sieradowskiej Górze* cz.1

 

Na przełomie września i października 1886 r. (trudno dzisiaj ustalić konkretną datę) 20 – letnia mieszkanka Sieradowic Marianna Pożoga z Kilianów, nękana przez męża – pijaka, który bił ją i poniewierał, zmuszona została do kolejnej ucieczki z domu. Udała się do swojej chrzestnej matki w Siekiernie, spodziewając się od niej wsparcia i otuchy. Została tu jednak źle przyjęta, więc zrozpaczona i zapłakana błądziła po polach i okolicznym lesie, myśląc o przytułku na nadchodzącą noc. Kiedy przechodziła przez las na Sieradowskiej Górze, uklękła pod samotnie stojącą na polanie sosną i żarliwie zaczęła się modlić, błagając o pomoc. I oto ujrzała świetlaną postać z dzieciątkiem na ręku. Domyśliła się, że widzi Matkę Boską, powtórzyła więc swoje troski i prośbę o pomoc. Matka Boska przemówiła do niej, wzywając ją, „aby wierzyła i ufała”. Maryja wyraziła również smutek i żal, że „w gminie Bodzentyn tak wielu jest niedowiarków”. Marianna po powrocie do domu opowiedziała o tajemniczym spotkaniu na Sieradowskiej Górze rodzicom. Ci, przekonani, że dostała pomieszania zmysłów, zamknęli ją w komorze. Zachowywała się jednak spokojnie, więc ją wypuścili. Natychmiast pobiegła do lasu, pod drzewo, gdzie spotkała Matkę Boską. Zapytała, czy na to miejsce może przyprowadzić innych? I tak zaczęły się na Sieradowską Górę pielgrzymki.

Tyle o początku sieradowickich objawień przeczytać można w dwóch regionalnych gazetach z tamtego okresu – „Gazecie Kieleckiej” i „Gazecie Radomskiej”. Jacek Legieć w swoim artykule „Objawienie w Sieradowicach…”, opublikowanym w „Między Wisłą a Pilicą. Studia i materiały historyczne”, t.5 przytacza reakcje zaborczych władz rosyjskich i relacjonuje narastanie aktywności w ruchu pielgrzymkowym na Sieradowską Górę. Wszyscy byli zgodni, że bohaterka owych wydarzeń – Marianna Pożoga  jest znana z uczciwości, dobrego prowadzenia, bogobojności i łagodnego usposobienia”. W przeciwieństwie do swojego męża – „pijaka i nic dobrego”… O ile „Gazeta Kielecka” zdecydowanie szydziła z rzekomego „objawienia”, o tyle „Gazeta Radomska” piórem swojego korespondenta Władysława Zapałowskiego (dziedzica z pobliskiego Rzepina) choć powątpiewała w cudowność  wydarzenia, przypisując je raczej halucynacji, była jednocześnie pod urokiem  głębokiej i nieskalanej wiary naszego ludu”. Zapałowski najwyraźniej bywał wśród pielgrzymów na Sieradowskiej Górze i dawał świadectwo osobiście doświadczanej tu autentycznej wiary. Tymczasem ruch pielgrzymkowy narastał. Dla przykładu: W niedzielę 25 października na miejscu objawień modliło się  3 tysiące osób. Docierają tu pielgrzymi nie tylko z okolicznych parafii i dekanatów, ale również ze Skaryszewa, Sandomierza i Radomia. Mimo wybitnie religijnego charakteru pielgrzymek, co przyznają nawet niechętni dziennikarze („cały ten tłum, bez jakiegokolwiek naruszenia ciszy i porządku, zbiera się, modli, śpiewa nabożne pieśni, a potem rozchodzi”), budzą one narastające zaniepokojenie rosyjskich władz. Bodzentyński wójt żąda wręcz surowego karania winnych zbiegowiska, ale na szczęście naczelnik powiatu jest roztropniejszy i radzi powściągliwość… Zaniepokojenie wynika również z faktu, że wśród pielgrzymów spotkać już można ziemian i ludzi inteligentnych, nad czym ubolewają wspomniane wyżej gazety. Widzenia mają już również inni pielgrzymi,  np. mieszkaniec Bodzentyna Andrzej Kwietniewski. Jest on – jak przyznaje „Gazeta Kielecka” urlopowanym żołnierzem, człowiekiem trzeźwym, uczciwym i zeznał pod przysięgą do protokołu, że pod sosną widział tajemniczą zakonnicę, która go zapytała, „czy dziś wierzy już w cuda, skoro je własnymi oczami ogląda?”.

W tym miejscu przypomnieć wypada historyczne okoliczności owych wydarzeń. Jest to okres gwałtownej rusyfikacji i prześladowań będących następstwem klęski Powstania Styczniowego. Szczególne represje dotknęły Kościół Katolicki – deportowano wielu biskupów i księży, min. dwóch wikarych miejscowej parafii w Bodzentynie. Stad zapewne ostrożność hierarchów. Jakakolwiek aktywność społeczna (w tym religijna) była przy tym zagrożeniem „porządku publicznego” i wywoływała natychmiastową reakcje władz. Spośród wielu XIX – wiecznych objawień na ziemiach polskich  w tradycji religijnej przetrwały tylko te, które miały miejsce poza zaborem rosyjskim, np. w Gietrzwałdzie lub Licheniu. Przykładem nerwowej reakcji władz na aktywność religijną Polaków są właśnie wydarzenia w Sieradowicach z 1886r., nawiasem mówiąc pozbawione jakichkolwiek akcentów politycznych…    

Gubernator kielecki decyduje się na bezpośrednią interwencję, żądając od biskupów – kieleckiego i sandomierskiego (przypomnijmy, że parafia bodzentyńska należała wówczas do dekanatu opatowskiego i diecezji sandomierskiej) wyciszenia sprawy poprzez ukrócenia pielgrzymek. Biskup Antoni K. Sotkiewicz z Sandomierza zlecił więc wyjaśnienie sprawy dziekanowi Władysławowi Fudalewskiemu z Opatowa i ks. adm. Janowi Skórzyńskiemu z Waśniowa. Praca owej kościelnej komisji trwała praktycznie … kilka godzin. Polegała ona głównie na wystąpieniu do licznie zgromadzonych wiernych i oznajmieniu w imieniu władzy kościelnej, że w wydarzeniach sieradowickich nie ma cudowności… Lud nie zastosował się jednak do napomnień władz rosyjskich i kościelnych, ciągle zbierając się na Sieradowskiej Górze, o czym informował biskupa ks. proboszcz Antoni Chłuda.  Jest to postać interesująca w dziejach bodzentyńskiej parafii. Ów weteran Powstania Listopadowego przez kilkadziesiąt lat przewodził parafii w Bodzentynie. Niestety, z upływem lat to raczej stół biesiadny stał się ulubionym miejscem proboszcza.  Specjalnie dostosowany do rozmiarów brzucha właściciela był przedmiotem dowcipów i sąsiedzkich złośliwości. Z drugiej strony trudno wyobrazić sobie zaangażowanie patriotyczne tutejszych wikarych – ks. Omińskiego i ks. Ciaglińskiego bez cichej choćby aprobaty proboszcza. Również w kwestii objawień na Sieradowskiej Górze ks. Chłuda zachował powściągliwość reagując dopiero po interwencji władz rosyjskich za pośrednictwem biskupa sandomierskiego.

 Dopiero zima zahamowała ruch pielgrzymkowy. No i postawa samej Marianny Pożogi. W grudniu stwierdziła, że już „niczego nie widzi”, nie nastąpiły również zapowiadane nadzwyczajne wydarzenia mające potwierdzić prawdziwość objawień. Przerwanie owych objawień tłumaczono pewnymi świętokradczymi działaniami, jak choćby próbą nadcinania drzewa, na którym objawiła się Matka Boska. Wątpliwości  budziła również postawa krewnych Marianny, którzy zbierali okolicznościowe ofiary – Stanisława Pożogi i Franciszki Kilian. Ostatecznie kontrowersyjne pieniądze w kwocie 500 rubli zdeponowano u władz, a wyrokiem sądu przeznaczono je na zakup sprzętu liturgicznego dla bodzentyńskiego kościoła.

Z perspektywy ponad 120 lat jakie minęły od sieradowickich objawień, trudno przesądzać o ich prawdziwości. Z pewnością wykluczyć należy zmowę i oszustwo – uczciwości Marianny Pożogi nikt nie kwestionował, także krytyczne wobec objawień gazety. Przy ocenie takich wydarzeń najlepszym sprawdzianem ich nadprzyrodzonego charakteru jest ponoć czas… Czy tedy zanik kultu na Sieradowskiej Górze jest argumentem na rzecz braku cudowności owego zdarzenia? Być może…Z drugiej zaś strony pamiętać wypada o Boskim wymiarze czasu i z pokorą odnieść się do wydarzeń, których zakończenia być może jeszcze nie znamy…

 

Piotr Opozda

 

* Materiał faktograficzny zawarty w niniejszym artykule w istotnej części pochodzi z pracy dra Jacka Legiecia „Objawienia w Sieradowicach…”, w:” Między Wisłą, a Pilicą. Studia i Materiały historyczne…”, t.5.                   

powered by QuatroCMS