Ku ostudzeniu pustosłowia i genealogicznej megalomanii (25.01.18) Obchodziliśmy kolejną rocznicę powstania styczniowego. Marsze, przemówienia, wiązanki (za cudze, podatników pieniądze), słowa, słowa, słowa… Nasza pamięć jest miarą naszego człowieczeństwa, a pamięć o tych, którzy oddali innym wszystko – w szczególności. Ale właśnie dlatego, że upamiętniamy aż tak znaczącą ofiarę, potrzebna jest powściągliwość w słowach i gestach, a kontynuacja w czynach. Parafrazując poetę Wincentego Pola: O Polska kraino! Gdyby ci rodacy, Co wciąż maszerują, Wzięli się do pracy — I po garstce ziemi Z Ojczyzny zabrali, Jużby dłońmi swemi Polskę usypali. Innym problemem jest modna dzisiaj genealogiczna megalomania – poszukiwanie znaczących przodków i herbów. Bohaterstwo i wielkość są zwykle ciche i nie pozostawiają pomnikowych śladów, a więc poszukiwania takie w odległych latach skazane są raczej na niepowodzenie. No i rzecz najważniejsza – każdy człowiek działa na swój własny rachunek i odpowiada za czyny swoje, a nie przodków i zbiera swoje zasługi, a nie dziedziczy je po przodkach. Dlatego jestem przeciwny genealogicznym przytykom, poszukiwaniom haków pośród dziadków i prababek. Z drugiej strony jednak należałoby studzić także megalomanów i mitomanów, dorabiających sobie rodowe legendy albo próbujących wykorzystywać zasługi przodków (a więc cudze, bo takowych się nie dziedziczy). Na marginesie ostatnich obchodów (niekoniecznie w pobliżu) zauważyłem „patriotycznego celebransa”, prezentowanego jako potomka powstańca styczniowego. Poświęciłem trochę czasu i znalazłem, i owszem, w prostej linii przodka tegoż, ale … straconego przez powstańców za współpracę z wrogiem… Nie wykluczone jednak, że w minionym czwartym lub piątym pokoleniu istniał przodek walczący z tymże wrogiem… Piszę o tym wyłącznie dla ostudzenia genealogicznej megalomanii, wskazując na potrzebę koncentrowania się na własnych obowiązkach, a nie dorobku przodków, o którym trzeba pamiętać, który może również inspirować, ale który należy już do historii. |