Skrócona kadencja Dzięki Panu Andrzejowi jestem na bieżąco z wysiłkami Konfederatów nad utrzymaniem się na politycznej powierzchni Polski. Nie chcę w ich poważnych oświadczeniach i jeszcze poważniejszych występach medialnych widzieć śmieszności, bo mi jednak nie do śmiechu... Lata 1991 - 1992 - to chyba okres największego tryumfu KPN, obecności w I politycznej lidze. Pamiętam senatorską pozę Darka Wójcika, pewność siebie Adama Słomki, salonowe inklinacje Krzysztofa Króla, czy poczucie (wreszcie) wielkiej wygranej samego Moczulskiego. Co się stało zaledwie pół roku po owym tryumfie - wiadomo. Urażona duma przekreśliła jakąś szansę. I zaczął się „zsyp". „Nowa fala" bojowników ewakuowała się na różne przyczółki, pojawiając się raz po raz w kolejnych wiodących formacjach. Obecnie budują IV Rzeczpospolitą, zamieniwszy Leszka na Jarka. Kalectwo tych ludzi polega na tym, że ktoś musi za nich myśleć. Obawiam się, że oni przed oświadczynami musieli poprosić kolegów o opinię... Nie chce obrazić ludzi, do których mam szczególny sentyment, ale też właśnie dlatego nie mogę im tego nie powiedzieć! Dodam tylko, że harcownicy z „poważnych" ugrupowań wyglądają o wiele bardziej śmiesznie, czy wręcz irytująco. Niektórzy - mówiąc językiem „uciekinierów" - „nieudacznicy" wybrali TRWANIE, czekając na swój czas. Wydają oświadczenia, grzebią w szafie Lesiaka i ogłaszają się ofiarami służb tajnych, a wiadomych. Panie Adamie! Czas KPN uległ dramatycznemu skróceniu w czerwcu 1992 r. Można udawać, że dom nie spłonął, i niczym na recydywie we Wronkach zapraszać gości i oprowadzać po pokojach. Ale mężczyzna nie powinien bać się prawdy swojego położenia i zamiast spraszać gości na przyjęcia w zgliszczach wziąć się za odbudowe, a najlepiej budowę czegoś funkcjonalnego. Fundamenty - po solidnym wzmocnieniu - można chyba jeszcze wykorzystać... |