Przywołani do porządku (7.12.2006) Lepper, Łyżwiński, Filipek (i wielu innych) po kilku latach pobytu w sejmowym hotelu (a mówiąc językiem Orwella: „sejmowym folwarku”) zaczęli zachowywać się podobnie jak cała reszta tutejszych bywalców. No, jak na chłopów przystało, może tylko trochę głośniej od pozostałych Tusków, Kaliszów i - dłuższych stażem - Pawlaków... Zapomnieli jednak, że nic bardziej nie irytuje wyfrakowanych chamów niż ich lustrzane odbicie sprzed lat. Pewien rasowy przedwojenny urzędnik opowiadał mi kiedyś, że jego pochodzący ze wsi koledzy na urzędzie zachowywali się skandalicznie wobec petentów ze wsi. Chyba właśnie dlatego, że przypominali im przeszłość o której jak najszybciej chcieli zapomnieć... I w takiej właśnie postawie „wypolerowanych chamów” z partii europejskich tkwi źródło problemów „zakurzonych chamów” z Samoobrony. I jest jeszcze jeden powód: swołocz co pewien czas potrzebuje dla higieny kozła ofiarnego. Wtedy szybciej zasypia i rzadziej spogląda w lustro. Całe prawie życie – za co dziękuję Bogu - spędziłem na wsi, wypasając min. gęsi i krowy. To najszlachetniejsze zajęcie, jakie dane mi było kiedykolwiek wykonywać i podczas którego przeczytałem najciekawsze ksiązki. Na wsi również spotkałem najszlachetniejszych ludzi, których pamięć powstrzymuje mnie przed pokusą „chamstwa”. Ale też właśnie dlatego nie mogę nie nazwać pewnych rzeczy po imieniu. |