O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Historia »  Opracowania » P.Opozda: Archiwalne postscriptum
Treść artykułu:
Archiwalne postscriptum

 

Z treści zaprezentowanej na początku 2004 r. mojej relacji pod prowokacyjnym tytułem „Zwierzenia terrorysty” wynikało dość jednoznacznie, że powstawała ona przed zapoznaniem się z archiwaliami Służby Bezpieczeństwa. I chyba dobrze się stało - uniknąłem w ten sposób naturalnego niejako zagrożenia -  analizowania przeszłości  przy  pomocy policyjnych okularów ...           

Dopiero przed kilku miesiącami (2005 r.) dane mi było zapoznać się z przechowywanymi przez IPN fragmentami archiwaliów dotyczących min. mojej osoby z lat 1976 - 77 i 1982 - 1986. Z nieznanych mi powodów nie udostępniono mi jeszcze nadzwyczaj istotnych, a wręcz kluczowych, materiałów operacyjnych SB z lat 1978(9) - 1981 i  (to już mniej ważne) 1986 - 89, a skądinąd wiem (chociażby z już udostępnionych akt), że takowe materiały są lub były (pojawiały się nawet kryptonimy operacyjnego rozpracowywania). I na początek pierwsza deklaracja, jaką wypada mi złożyć: po dotychczasowej lekturze (przyznam - dość pobieżnej) ponurych ubeckich archiwaliów, nic nie zmieniłbym w swojej wcześniejszej relacji! W niczym nie zweryfikowałem swojego stosunku do przyjaciół, kolegów i tych wszystkich ludzi, którzy stali się mniej lub bardziej bezwolnymi narzędziami policyjnego systemu kontroli.I deklaracja druga: Wydawało mi się, że znam co nie co  komunistyczny aparat terroru, a okazało się, że jednak niewiele go znałem... Metody osaczania i manipulacji jakie wyłoniły się z przykurzonych IPN - owskich teczek przerosły moje dotychczasowe wyobrażenia.           

Chciałbym też zdecydowanie podkreślić: poniższa prezentacja wynika wyłącznie z przesłanek historycznych – dokumentowania zbrodniczego systemu komunistycznego.

List do szkolnego kolegi

            

W miesiąc po rozpoczęciu studiów historycznych na KUL, 9 listopada  1976 r. wysłaliśmy wraz z W. K. (mój były licealny kolega, a wówczas studiujący również na KUL) nie podpisane listy do kilku innych kolegów z Bodzentyna, studiujących na różnych polskich uczelniach. Do kopert włożyłem ręcznie wykonane kopie orędzia Prezydenta RP na uchodźstwie z okazji święta narodowego (znalazłem je w jakiejś emigracyjnej gazecie w KUL - owskiej bibliotece). Kopertę zaadresowaną do J. H. w Olsztynie przechwycił na poczcie kontroler Wydziału „W”  Stanisław S. , sporządzając następującą notatkę służbową:  W dniu 9.11.1976 r. o godz. 15.30 z materiału odłożonego do czyt. wyłączono dokument  adresowany do (...). Treść antyradziecka i antykomunistyczna (...) Pod notatką podpis   i adnotacja: „Przesłać do Wydz. III KW MO Lublin - kpt. Niewęgłowski.  Proszę o rozmowę”.  Wspomniany wyżej adresat  „pocztowej” notatki służbowej kpt. Kazimierz Niewęgłowski sporządził na dość rozbudowanym kwestionariuszu meldunek operacyjny zaopatrzony w „słowny opis zagrożenia”: Na wniosek Wydz. III KW MO w Lublinie zatwierdzony przez z– cę Kom. Wojew. MO d/s Słuzby Bezpieczeństwa Wydział „W”  zatrzymał przesyłkę listową zaadresowaną do (...) nadaną przez NN autora z Lublina. Powyższa przesyłka została wykonana odręcznie, pismem spontanicznym, długopisem koloru niebieskiego. Wkład stanowi odpis >Orędzia Prezydenta Rzeczypospolitej<. Odpisu dokonano najprawdopodobniej z bliżej nieokreślonego egzemplarza prasy polonijnej wydanej w Anglii. Treść tego dokumentu jest wybitnie wroga i zawiera następujące sformułowania: Nie ugięła się jednak Duma Polska i nie ustała w miłości ojczyzny i wierze ojców, pomimo, ze znów śladem dawnych pokoleń, idą Polacy na kaźń, do więzień i na tułaczkę emigracyjną (...)Polska bowiem bez naszych ziem wschodnich, których symbolem jest Lwów i Wilno nie będzie nigdy wolną i niepodległą<Ponieważ kolportowanie tego typu dokumentów jest społecznie szkodliwe na fakt ten postanowiono założyć sprawę operacyjnego sprawdzenia kryptonim „Student” w ramach której dążyć się będzie do ustalenia kolportera oraz sprawdzenia czy nie kolportuje on innych wrogich dokumentów”.            

Nieznane mi są akta sprawy „Student” - kolega J. H., którego w tym miejscu muszę przeprosić za trefną przesyłkę, przeczyta je dopiero wkrótce ( z 20 - letnim opóźnieniem) po udostępnieniu mu jej przez IPN... W swojej teczce znalazłem jedynie orzeczenie (nieczytelnego) inspektoratu (któregoś) z wydziałów MSW w sprawie ekspertyzy pisma, podpisane przez ppłk. Jana Świątczaka z dn. 16 kwietnia 1977 r. z którego to wynika, że to ja byłem autorem listu, zaś kopertę adresował W.K. Rzeczywiście, ponieważ spieszyliśmy się na jakiś wykład, W. K. pomagał mi na poczcie adresując jedną z kopert (wysyłałem bodaj 3 takie odezwy)...  Na tej podstawie por. Aleksander Wilk złożył 4 maja  1977 r. wniosek o wszczęcie sprawy operacyjnego sprawdzenia krypt. „Organizatorzy”. Napisał w nim m.in..: Z dalszych dokumentów „W” wynika, że w/w [tzn ja i W.K.] noszą się z zamiarem zorganizowania nielegalnej organizacji młodzieżowej celem podjęcia działania o bliżej niesprecyzowanym profilu. Dlatego planują nawiązanie bliższych kontaktów z „Graczami” celem ukierunkowania swojej działalności. Wiedzą o istnieniu „Graczy” na terenie Lublina lecz nie bardzo wiedzą w jaki sposób do nich dotrzeć. Do swojej działalności chcą wciągnąć swojego kolegę studenta (...), który podobnie jak w/w pochodzi z wojew. kieleckiego. Nie ulega wątpliwości, że planowana przez wymienionych działalność wypływa z pobudek wrogich politycznie i będzie wymierzona przeciwko interesom PRL (...). Komendant Wojew. MO d/s SB wniosek zatwierdził i rozpoczęła się żmudna procedura i działalność operacyjna - poproszono KW MO w Kielcach o opinię nt. rodziny i dotychczasowych „osiągnięć”, uruchomiono TW z I roku historii KUL „Didi – Vallę (Józefa Duszę), itp. Pozwolę sobie zacytować fragment z opinii dostarczonej przez z-cę Nacz. Wydz. IV KW MO w Kielcach kpt. inż. Jana Paska: „(...) do żadnej organizacji młodzieżowej nie należał. Wymieniony w 1976 r. ukończył Liceum Ogólnokształcące w Bodzentynie i zamierzał wstąpić do WSD w Kielcach. Dyrektor Liceum prowadził z wymienionym rozmowę celem odciągnięcia go od powziętego zamiaru oferując mu nawet pomoc dostaniu się na wyższa uczelnię świecką w Kielcach. Z przeprowadzonej rozmowy dyrektor szkoły odniósł wrażenie, że nie został on przekonany co do dalszego kierunku studiów i ostatecznie zdecydował się wstąpić na KUL w Lublinie, w którym przebywa do chwili obecnej. W liceum był uczniem bardzo zdolnym - przeciętna ocen ze wszystkich przedmiotów 4 z plusem. Brał udział w olimpiadzie z historii. Uchodził w klasie za inteligentnego, koleżeńskiego i obowiązkowego. Do kościoła chodził lecz bliższych kontaktów z księżmi parafii Bodzentyn nie utrzymywał (...)”

Informacja o ewentualnych kontaktach z klerem była widocznie szczególnie istotna dla SB, bo pojawia się również przy charakterystyce rodziców...  Nie ukrywam, że byłem zaskoczony dowiadując się po 20 latach o zamiarze wstąpienia do seminarium - mówiło się o tym w szkole, ale w liceum takowych zamiarów nie miałem, a dyrektor szkoły i owszem - prowadził ze mną rozmowę, ale podczas wewnętrznego dochodzenia w sprawie antywyborczej ulotki... Sprawa owej ulotki, mimo, że zmobilizowała nie tylko szkołę, ale i ... gminę nie dotarła - jak widać - do SB.           

 I jeszcze fragment z wyciągu doniesienia „Didi - Valli” z 10 listopada1977 r. (nie poprawiałem błędów) :

W pokoju nr 41 na III piętrze w akademiku męskim KUL przy Sławińskiego 8 mieszkają studenci II roku historii. Są to: (...), Opozda Piotr, (...) - wszyscy z kieleckiego oraz (...) - gdzie mieszka nie wiem. Znani są z tego, że kultywują tradycje Józefa Piłsudskiego. Obchodzą wszystkie rocznice związane z jego osobą. Dużo też czytają na jego temat. (...) Mieszkańcy pokoju 41 mieli takie skłonności propiłsudskie już po przyjściu na I rok studiów. Należy przypuszczać, ze przynieśli je z domu rodzinnego lub ze szkoły średniej. Nie bardzo rozumię skąd taki kult dla Józefa Piłsudskiego bo wszyscy pochodzą z biednych rodzin z kieleckiego. W załączeniu podaję wykaz studentów zamieszkałych w akademiku męskim przy ul. Sławińskiego 8.

Nie zaskoczyła mnie agenturalna działalność tego kolegi. Podejrzewaliśmy go, a prof. Bloch otwarcie przed nim ostrzegał. Po dwóch latach, w listopadzie 1978 r. sprawę „Organizatorów” zamknięto, nie stwierdziwszy podjętej działalności antysocjalistycznej. Nie wiedziano więc o  naszej poligraficznej przygodzie z „Opinią”... Dodam w tym miejscu, że podczas powyższego inwigilowania nas  udzielaliśmy się przy jej druku i gromadzeniu papieru, będąc przekonanymi o ...  konspiracyjnej „czystości”. Na szczęście, nie naraziliśmy nieświadomie kolegów z ROPCziO (przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo).                    

Biała plama         

     W 1979 r. zaangażowałem się w działalność KPN, a w  sprawozdaniu lubelskiej SB z maja 1980 r. wymienia się moje nazwisko w kontekście działalności bliżej nieokreślonej antykomunistycznej grupy katolickiej (a więc o przynależności do KPN dowiedzieli się dopiero w lipcu po feralnym I Kongresie Konfederacji?). Później był okres mojej największej aktywności w latach 1980 -81. (opisywanej w części pierwszej opracowania). Z tego najważniejszego okresu zachował się jedynie (w późniejszych dokumentach) kryptonim rozpracowującej operacji - „Organizator” (celowe nawiązanie do pierwszej sprawy?). zaś w teczce Tadeusza i Piotra Szczudłowskich w Gdańsku (SOR „Pirat”) plan przedsięwzięć operacyjnych i kilka donosów.                              

Dublerzy”                 

    Dwa tygodnie po wprowadzeniu stanu wojennego, 31 grudnia 1981 r. kpt. Tadeusz Koszałka i st. szer. Leszek Trąbka ze Służby Bezpieczeństwa nieznanymi mi jeszcze sposobami nakłonili do współpracy studenta jednej z  lubelskich uczelni  „Marię” (taki obrał sobie pseudonim) - bardzo aktywnego działacza lubelskiej Konfederacji. Był to w zasadzie jedyny (a raczej - aż jedyny) konfident w naszej „pierwszej linii”, ale... Jego nieliczne meldunki (w zasadzie dwa, czy były dalsze w innych już sprawach – nie wiem) dotyczyły wyłącznie spraw ogólnoorganizacyjnych, w swojej naiwności natomiast starał się nie szkodzić nikomu osobiście, a zwłaszcza mnie... Wiedział dosyć sporo o moich „grzechach” (miejsce ukrywania się itp.), ale chyba im nie powiedział... 8 stycznia wspomniani wyżej funkcjonariusze lubelskiej „bezpieki” spisali z jego ustnej relacji następujący meldunek (zgodził się na współpracę pod warunkiem, że będzie składał ustne meldunki, jak długo honorowano ów warunek - nie wiem):

„(...) Wymieniony stwierdził, że po ostatniej rozmowie, która miała miejsce 31 grudnia 81 r. kontaktował się z osobami wzywanymi do tut. KWMO w celu składania wyjaśnień o przynależności i działalności w ramach KPN. W związku z wprowadzeniem stanu wojennego, internowaniem niektórych osób z KPN, „S”, KSN, NZS i innych ugrupowań istnieje opinia, że dotychczasowa działalność została rozbita i nie można aktualnie liczyć na jej wznowienie w starych formach. Członkowie, a zwłaszcza działacze tych grup są rozczarowani istniejącą sytuacją i obawiają się konsekwencji. Młodzież studencka dąży do wznowienia studiów, obserwuje się przy tym niezadowolenie z powodu delegalizacji NZS. Przewodnią myślą działaczy tych organizacji jest przetrwanie stanu wojennego i obowiązujących w tym okresie rygorów. Członkowie KPN, NZS uważają, iż w przyszłości będą sprzyjające warunki do wznowienia działalności opozycyjnej z uwagi na krytyczną sytuację gospodarczą w kraju i związane z tym niezadowolenie społeczne.W rozmowach analizuje się błędy w działalności. Chodzi tu przede wszystkim o niewłaściwą ocenę sytuacji, jawne organizowanie uroczystości i imprez przez KPN. W ocenach tych miedzy członkami są rozbieżności, które doprowadzają do nieporozumień i konfliktów. Tak było między grupą Jamrożka i Opozdy oraz przedstawicielami „Szańca (Wysok - Miszczak).W dalszej rozmowie tw. stwierdził, ze poprzez łącznika w dniu 6.01.br nawiązał z nim kontakt P. Opozda. Na terenie miasta obydwaj przeprowadzili rozmowę na temat sytuacji w KPN.  Opozda żalił się, że jest już przemęczony ukrywaniem się i zaistniałą sytuacja polityczną w kraju. Widzi bezsens dalszego ukrywania się i prowadzenia działalności na obecnym etapie. Skłonny jest dobrowolnie zgłosić się do organów SB, lecz obawia się surowych konsekwencji. Liczy w tym przypadku na możliwość złagodzenia kary i przeświadczony jest, że wcześniej, czy później zostanie aresztowany. Opozda stwierdził, że ukrywa się na terenie Lublina w kilku miejscach i nawiązuje kontakty z zaufanymi członkami KPN poprzez łączników. TW powiedział, że Opozda nie informował go o miejscach pobytu. Odniósł jednak wrażenie, ze są to miejsca prywatne.(...)            

Z całą pewnością „Maria” był zaufaną osobą, spotykaliśmy się regularnie (łącznik był zbędny) i wiedział bardzo dużo. Do końca mu ufałem, choćby dlatego, że - jak już wspomniałem -  od początku znał miejsce mojego ukrywania się i wiele innych rzeczy...  W rozmowach z esbekami w stosunku do mojej osoby przyjął taktykę „troskliwej matki”. Prawdę mówiąc, wykrakał! W czasie, o którym donosi nie miało miejsce żadne „załamanie”, a wprost przeciwnie uważaliśmy, że każdy kolejny dzień działa na naszą korzyść - koncepcja ugody zbankrutowała, a to oznaczało, że dni komuny są policzone. Ale, dokładnie dwa miesiące później rzeczywiście znalazłem się  w trudnej sytuacji o s o b i s t e j. No i skończyło się aresztowaniem. Nigdy jednak przez myśl mi nie przeszło, że można się ujawnić... Również  „rewelacje” ogólnej natury są dezinformacją. Grupa Zdzisława Jamrożka jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego zaprzestała faktycznej działalności, a w pierwszych miesiącach stanu wojennego (z oczywistych powodów) nie utrzymywaliśmy żadnych kontaktów. Dyskusje - i owszem - były, ale z kim innym. „Maria” nie mógł jednak wymienić moich rzeczywistych adwersarzy, bo by ich zdradził, a w grze na którą się zdecydował nie chciał chyba - jak już wspomniałem - zaszkodzić nikomu o s o b i ś c i e. Również rzekomy konflikt miedzy Miszczakiem, a Wysokiem był w gruncie rzeczy d a w n y m  sporem ideowym. W stanie wojennym tylko ten pierwszy podjął czynną działalność i dlatego nie mogło być mowy o   t a k t y c z n y m  sporze.           

Czytając meldunek „Marii” dla podkomendnych Kiszczaka odnoszę wrażenie zapowiedzi „okrągłego stołu”. „Maria” nie chce być zwyczajnym konfidentem i wydaje się mieć poczucie misji. A co na to bezpieka? Ich interesowały konkretne informacje! Charakterystyczne są ich wewnętrzne uwagi do tego „politycznego” donosu. Zacytuję obszerne fragmenty:

„TW „Maria” pod koniec rozmowy pozyskaniowej w dniu 31 12.81 r. stwierdził, że posiada wiele interesujących informacji, które przekaże w kolejnych rozmowach. Poinformował też, ze w środowisku studentów (...) i KPN posiada duże zaufanie, którego nie chciałby utracić. Zastrzegł iż godzi się na współpracę pod warunkiem przekazywania informacji ustnych oraz istotnych z punktu widzenia pracy Służby Bezpieczeństwa. W rozmowach TW zaznaczył również, że jest dobrym kolegą P. Opozdy, z którym zaprzyjaźnił się z końcem roku akademickiego 1980/81. Informując o Opoździe chciałby mu pomóc poprzez nakłonienie go do dobrowolnego zgłoszenia się do organów Sł. Bezpieczeństwa. W trakcie rozmowy odnieśliśmy wrażenie, iż TW posiada bardzo dużo informacji na temat działalności KPN, a zwłaszcza działaczy z terenu Lublina, których w całości nie przekazuje. Nie posiada aktualnie pełnego zaufania co do postępowania naszego aparatu i boi się dekonspiracji. Przekazywanie informacji Służbie Bezpieczeństwa  na osoby blisko z nim związane uważa jako niezgodne z jego sumieniem i zasadami moralnymi.           

 Oceniając przekazane przez niego informacje należy stwierdzić, że są one prawdziwe, jednak z uwagi na zażyłe powiązania z P. Opozdą mogą być w pewnym stopniu zniekształcone. Nasuwa wątpliwości forma nawiązania kontaktu z P. Opozdą, możliwość wspólnego opracowania linii postępowania zarówno TW jak i Opozdy w stosunku do SB. W związku  z sugestiami TW w odniesieniu do ujęcia Opozdy uzgodniono z nim następujące działania:

·                ponowne nawiązanie kontaktu z P. Opozdą, poinformowanie go o fakcie pobytu w KWMO na rozmowie wyjaśniającej,

·                okazanie P. Opoździe kolejnego wezwania do Komendy MO na dzień 13.01.1982 r.,

·                w sprzyjającej sytuacji dla TW wyrażenie osobistego zdania o korzyści dobrowolnego zgłoszenia się Opozdy do Słuzby Bezpieczeństwa,

·                W przypadku nie wyrażenia zgody  przez P. Opozdę na dobrowolne zgłoszenie się do KWMO dążyć do ustalenia miejsca ukrywania się oraz              zapewnić dalszy kontakt z nim umówionymi kanałami,

·                w odniesieniu do sygnałów świadczących o posiadaniu broni palnej przez członków KPN dążyć do ich pogłębienia.            

 Rzecz jasna, „Maria” nie wykonał esbeckich zaleceń - nie tylko „nie wyrażał osobistego zdania”, ale i nie przyznał się do „wezwania” na komendę.M.in.  informacje „Marii” posłużyły SB do rozpoczęcia sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. „Dublerzy”. O sprawie za chwilę. W jej aktach znalazłem  jeszcze jeden spisany przez Koszałkę i Trąbkę donos (z 20.01.1982 r.). Oto on:„W dniu dzisiejszym (...) odbyliśmy spotkanie z TW „Maria”, który poinformował o następujących sprawach:

·                po ogłoszeniu stanu wojennego niektórzy członkowie KPN z terenu Lublina spotkali się przy kościele na Kalinowszczyźnie w celu omówienia dalszej działalności. Spotkanie to odbyło się z inicjatywy Piotra Opozdy i uczestniczyli w nim: TW, Andrzej Ruks, Andrzej Olszewski, student z UMCS bdb oraz kilka innych osób, których nazwisk TW „Maria” nie znał. Rozważano kwestię dalszej działalności antysocjalistycznej. Doszli wówczas do wniosku, że sam KPN nie ma większych szans kontynuowania działalności. W związku z tym zaproponowano aby utworzyć pozornie nową organizację, która skupiałaby zarówno członków KPN jak i osoby zaangażowane w innych organizacjach  („Solidarność”, KSN, NZS, Ruch Szańca, Samoobrona Polska). Organizacje tę nazwano Polski Ruch Oporu jako że PRO oznacza po łacińsku „ZA”.Wg zdania TW osoby, tj. Opozda, Olszewski, M. Miszczak oraz nieznani studenci z KUL i AR są członkami PRO i wyprodukowali ulotki, które kolportowane były w wigilię m.in. na terenie kościoła garnizonowego, a później na terenie szkół ponadpodstawowych. Nie mają oni większych trudności z produkcją, ponieważ posiadają zapasy papieru, matryc i innych środków powielających.           

 Aktualnie TW nie jest zorientowany odnośnie osób, które bezpośrednio są zaangażowane w produkcji tych materiałów jak również miejsca ich powielania. Przypuszcza, że są one wykonywane w mieszkaniu prywatnym przez Opozdę i Miszczaka.           

Do chwili obecnej TW „Maria” nie nawiązał kontaktu z P. Opozdą i bliskimi jego współpracownikami, pomimo czynionych w tym zakresie prób. Uważa jednak, że po wznowieniu studiów na innych uczelniach zwłaszcza KUL  i AR zadanie to będzie miał ułatwione. Donos zaopatrzony został w następujące adnotacje: 

Uwagi:    

Informacje dot. powstania PRO są istotne i świadczą o kontynuowaniu działalności KPN pod szyldem nowej organizacji. TW „Maria” z uwagi na to, że brał udział w spotkaniu na którym omawiane były te kwestie posiada naturalne możliwości wejścia w skład ścisłego grona działaczy i udzielania w przyszłości ciekawych informacji.

Zadania:

  1. Dążyć w dalszym ciągu do nawiązania kontaktu z P. Opozdą i ustalenia miejsca ukrywania się
  2.   W rozmowach z członkami KPN oraz działaczami innych organizacji (NZS,  „S”) dążyć do ustalenia osób redagujących „Słowo i Czyn”, miejsca produkcji, osób zajmujących się kolportażem, itp.

Przedsięwzięcie:

1. Opis informacji wykorzystać w sprawie krypt. „Dublerzy”. Wygląda na to, że „Maria” oddający mi w stanie wojennym bardzo istotne usługi (choćby jako kurier do Kielc) nie może ... nawiązać ze mną łączności (!). Gwoli sprawiedliwości dodać jeszcze muszę, że pojawiające się w jego denuncjacji nazwiska (plus parę innych) wymienił wcześniej przesłuchiwany (bynajmniej nie konfident!) jeden z członków naszej młodzieżówki – Grzegorz W. Tylko wymienił, przypuszczając zapewne  że i tak są  znane bezpiece z wcześniejszej, jakby nie było  półjawnej działalności. W dwóch przypadkach  pomylił się. Sprawę operacyjnego rozpracowania krypt. „Dublerzy”  założono   16.01.82 r. „na fakt produkcji i kolportażu nielegalnego pisma pt. „Słowo i Czyn”. To cytat z Planu czynności operacyjnych w sprawie „Dublerzy” przedstawionej przez Naczelnika Wydz. III KWMO w Lublinie ppłk. Witolda Małyńczaka (?) i zatwierdzonej przez szefa lubelskiej SB ppłk. Aleksandra Chodorowskiego.Z powyższego planu wynikało, że „grupa Opozdy (...)coraz bardziej uaktywnia wrogą działalność na terenie Lublina, a sytuacja ta stwarza duży stopień zagrożenia zwłaszcza przy niedostatecznej kontroli operacyjnej, z naszej strony bowiem wykorzystywany jest aktywnie tylko jeden  TW, ps. „Józef”, pozostający na kontakcie ppłk. Trąbki...”         

Ów  j e d y n y  esbecki  informator „Józef” - to niejaki p. W. Lis z Wąwolnicy, zdekonspirowany przez nas na długo przed stanem wojennym. Nawiązał wówczas kontakt z Jarkiem Miszczakiem i ten już podczas pierwszej z nim rozmowy ocenił go jako konfidenta. Utrzymywaliśmy z nim łączność z powodów  - nazwijmy je -  „praktycznych”, dezinformując i zabezpieczając się przed dalszą infiltracją. To o nim piszę w części pierwszej opracowania, omawiając wypadki w klubie „Masza”, do których jeszcze  powrócę. Oto przyjęte w planie operacyjnym kierunki działania:

„...- doprowadzenie do ujęcia, a następnie internowania P. Opozdy i możliwie    największej ilości członków tej organizacji w celu ograniczenia wrogiej działalności;- kontynuowanie dalszego rozpracowania w miejscu odosobnienia we Włodawie aktualnie internowanych członków PRO oraz przebywających tam członków KPN;- prowadzenie działań w kierunku ustalenia miejsca produkcji „Słowa i Czynu”, dalszych osób wchodzących w skład PRO, likwidacja bazy poligraficznej oraz procesowego dokumentowania ich wrogiej działalności;            

Bardziej konkretnie i - przyznaję dla mnie zaskakująco - sformułowane zostały przedsięwzięcia operacyjne: 

1. Zadaniować tw. ps. „Józef” [czyli zdekonspirowanego już przez nas Lisa z Wąwolnicy - P.O.] aby nawiązał kontakt z P. Opozdą i głównymi członkami organizacji w celu odbycia z nimi spotkania. Sytuacja wytworzona zostanie w uzgodnieniu z tw. i winna uwzględniać fakt, aby uczestnicy posiadali przy sobie wrogą literaturę bądź inne materiały mogące stanowić dowody procesowe.

2. W odpowiednim czasie zamówić za tw. oraz w zależności od potrzeb za innymi członkami organizacji obserwację w celu ustalenia dogodnych warunków do ich zatrzymania.

3. W odpowiednich okolicznościach i miejscu dokonać zatrzymania uczestników spotkania, łącznie z tw. „Józef” i doprowadzenie ich do KW MO celem przeprowadzenia rozmów i przesłuchań.

4. W związku z tym, że tw. ps. „Józef” wobec P. Opozdy i innych osób występuje z legendą ukrywającego się przed aresztowaniem, internować go wspólnie z innymi członkami organizacji celem stworzenia możliwości dalszego ich rozpracowywania oraz opracowania odpowiedniej legendy do jego wyprowadzenia z organizacji.

5. Uzgodnić z ofic. śledczym odpowiednio korzystne osadzenie aresztowanych w ośrodku odosobnienia celem kontroli ich zachowania, uzyskiwania informacji na temat dalszych planów działalności i pozostałych osób na wolności

6. Dokonać rozpoznania działalności ob. (...) i w zależności od wyników zadecydować o jego operacyjnym wykorzystania bądź doprowadzenia do internowania.                                                  Wyk. chor. Z. Nieczaj

 7. Dokonać ustaleń bliższych danych osobowych studentów zam. wspólnie z  (...) przy ul. (...) i przeprowadzić z nimi rozmowy operacyjno - wyjaśniające, uwzględniając przy tym ich wykorzystanie operacyjne.                                                 

Wyk. por. Małecki, chor. Roczniak                     

Powyższy plan zaopatrzony został m.in. w „słowny opis zagrożenia”, z którego jednoznacznie wynika, że przed założeniem sprawy operacyjnej „Dublerów” rozpracowywany byłem przez Wydział IV KW MO w Lublinie, natomiast obecnie okazało się, że stosownych dokumentów albo nie odnaleziono, albo zostały utajnione...Analizując powyższe przedsięwzięcia operacyjne, zaskakuje mnie plan aresztowania mnie wspólnie z ... Lisem. W tym świetle zupełnie inaczej przedstawia się opisana w części pierwszej (a więc przed zapoznaniem się z aktami SB) akcja w klubie „Masza” [por. str. 19 cz. 1 „Zwierzeń terrorysty” ]. Byłem wówczas przekonany, że będąc chwilowo w towarzystwie Lisa mogę czuć się bezpiecznie... Niepowodzenie tej esbeckiej akcji było później skrzętnie analizowane. „Józef” Lis okazał się rzeczywiście rudym lisem - bez zahamowań i skrupułów! Oszukiwał wszystkich, dla zysku nawet swoich mocodawców z SB (kazał sobie płacić za egzemplarze gazetki wygórowaną cenę). Przyznam, że nie czytałem wszystkich donosów „Józefa”, a wiele z nich przejrzałem pobieżnie. Nie mogłem. Są dziwne i wyjątkowo odpychające, tym bardziej, że czytając widzę tę „nakręconą” twarz. Może właśnie dlatego, że nigdy mu nie ufałem, nie pamiętam nic z tych paru wymuszonych rozmów z nim? Pamiętam tylko, że najczęściej pytałem „co?” „Co w Puławach?” „Co widział gdzieś tam?”, itp. On chyba wyczuwał brak naszego zaufania i dla uwiarygodnienia się przed Trąbką modyfikował nasze pytania dopasowując je do swoich rzeczywistych odpowiedzi... I tak oto okazuje się, że pytaliśmy o konkretne sprawy, zaczynając od „czy?” No i z oczywistych powodów nigdy się z nim nie umawiałem na konkretny dzień i konkretne miejsce, a jeżeli się to zdarzyło, to szedł ktoś inny, czyli J., bo to głównie on chciał (w celach wywiadowczych?) podtrzymywać tę grę. A była ona niepotrzebna, bowiem Lis  powołując się w Warszawie na kontakt z nami  (a jak już pisałem - Warszawę  lekceważyliśmy, nie próbując nawet szukać z nią łączności), zbierał  tam informacje i - być może - jakieś drobne pieniądze). Podobnie być mogło w środowiskach „S”. Oto dlaczego nie mam skrupułów  w ujawnieniu jego danych osobowych.             W donosach „Marii” i - niestety - Lisa pojawia się wątek broni palnej, którą rzekomo byliśmy  zainteresowani. Rzeczywiście, byliśmy usposobieni dość radykalnie,  t e o r e t y c z n i e nie wykluczając  ż a d n e j formy walki. Teoretycznie - tzn. w przypadku wejścia Sowietów lub drastycznego terroru ze strony junty Jaruzelskiego. W pierwszej wersji oznaczałoby to przyłączenie się do jakichś zbuntowanych oddziałów wojska, a w drugim - symboliczne akcje odwetowe.           

 Bodaj w styczniu zjawił się w Lublinie członek Zarządu Regionu „S” w Chełmie Janusz S., prosząc o pomoc w ukrywaniu. To dość sympatyczny człowiek, ale szczególnie gadatliwy i posiadający niebezpieczne w tamtym czasie hobby -samopały. Jako ślusarz usiłował coś skręcać, ale jak stwierdziła to później wojskowa speckomisja, w niczym nie przypominało to broni palnej.Niestety, pomogłem mu w ulokowaniu się w Lublinie, czym nieświadomie naraziłem wiele osób, z sobą włącznie. SB rozbudowała scenariusz - nielegalny związek zbrojny, „broń palna”, plany rozbrajania patroli, itd.                

Ostatecznie, w podsumowaniu operacji „Dublerzy” bezpieka z satysfakcją odnotowała, że na przełomie kwietnia i maja odbyło się kilka rozpraw sądowych, w wyniku których kilka osób poszło do więzienia na 3 lata (m.in. niżej podpisany), otrzymali wyroki w zawieszeniu lub z braku dowodów zostali „jedynie” internowani. Odnośnie mojej osoby, nie omieszkano z jakąś sadystyczną lubością dodać, że nie dane mi było obronić pracy magisterskiej... Nie było to dla mnie szczególnie ważne, ale jak już pisałem w części pierwszej zaledwie miesiąc po „papieskiej przerwie w karze”(czyli masowym zwalnianiu więźniów na przerwy w odbywaniu kary z okazji papieskiej pielgrzymki) mimo usilnych starań SB, egzamin taki jednak złożyłem...             Przebieg tego karygodnego śledztwa nadzorował i w sądzie nas oskarżał niejaki Grzegorz Janicki, ten sam, który w 1981 r. pomagał prokuratorowi Korczakowi w śledztwie przeciwko mnie i Szczudłowskiemu za wygłoszenie patriotycznych przemówień podczas manifestacji z okazji Święta Niepodległości w 1980 r. Aktualnie (przełom 2004 - 2005 roku) tenże Janicki jest szefem Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie (!). Równie nieźle mają się ówcześni sędziowie, jak choćby Krzysztof Smoluchowski - do niedawna szef sądu garnizonowego w Lublinie. Wiem, nasi koledzy posłowie z późniejszego KPN byli przecież bardzo zajęci kolejnymi kampaniami wyborczymi... Muszę wyraźnie dopowiedzieć: jeżeli interesuje mnie dzisiaj  niejaki     G. Janicki (i jemu podobni) - to wyłącznie jako    p r o k u r a t o r,  który jako niegdyś (?) dyspozycyjny wobec przestępców z SB nie posiada elementarnych dyspozycji do wykonywania tej służby! 

„Działacz”

       W marcu 1986 r. znajdując się w bardzo trudnej  sytuacji materialnej, postanowiłem szukać zatrudnienia ukrywając swoją przeszłość, wykształcenie, itp. Ponieważ moja działalność opozycyjna miała bardzo ograniczony zasięg, a bezpieka wydawała się już ignorować moją osobę, w swej wielkiej naiwności zupełnie poważnie liczyłem na normalne zatrudnienie.... Andrzej  O. dowiedziawszy się o przyjęciach do pracy w zakładach mięsnych poradził mi tam właśnie próbować. Olbrzymie problemy zaopatrzeniowe również nie były bez znaczenia w tego rodzaju zabiegach. No i zgłosiłem się, a po kilku dniach już pracowałem przy produkcji wędlin. Wytrzymałem zaledwie dwa tygodnie. Aż do zapoznania się z zaskakującymi dokumentami SB w czytelni IPN, czułem do siebie niesmak za tak kiepską kondycję fizyczną i ... psychiczną....            

Okazało się, że już w przeddzień podjęcia pracy, w marcu lub lutym 1986 r. WUSW w Lublinie  założył sprawę operacyjnego sprawdzenia Nr LU-34325-DZIAŁACZ (prowadzący: ppor. Piotr Senk) na fakt podjęcia tej pracy, z uzasadnieniem, że „Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zatrudnił się on celowo aby mieć dotarcie do środowiska robotniczego jednego z kluczowych zakładów woj. lubelskiego i będzie prowadził działalność antypaństwową”.              Opinia, którą w aktach tej sprawy mnie uraczono, może budować:             Figurant reprezentuje zdecydowanie wrogą postawę. Jest przeciwnikiem ustroju socjalistycznego. Jest człowiekiem inteligentnym, potrafiącym oddziaływać na określone grupy społeczne”. W sprawie operacyjnej uruchomiono na terenie zakładów mięsnych: konsultanta ps. ‘Józef”, tw. ps. „J”, tw. ps. „V1”, tw. i ko. ps. „Władek”.            

Po 2 tygodniach sprawę zakończono z następującym uzasadnieniem: „...wcześniejsze natychmiastowe uzyskanie informacji o jego zatrudnieniu w Zakładach Mięsnych, jeszcze w czasie załatwiania formalności przez Piotra Opozdę, pozwoliło na podjęcie działań operacyjnych, w wyniku których przydzielono mu pracę w Dziale Produkcji Wędlin Nietrwałych na stanowisku podawacza, które jest uciążliwe i wyczerpujące fizycznie i nie pozwala na jego opuszczanie. W związku z tym P. Opozda nie miał możliwości swobodnego poruszania się po terenie zakładu i nie nawiązał kontaktu z załogą. Po  okresie próbnym zwolnił się z pracy motywując swoją decyzję tym, że >charakter wykonywanej przez niego pracy jest zbyt trudny z uwagi na stan jego zdrowia<. Innego stanowiska nie zaproponowano mu, w związku z czym opuścił zakłady mięsne. Aktualnie (...) Piotr Opozda podjął pracę w Spółdzielni Inwalidów w Lublinie ochranianej przez Wydział V tut. WUSW. Jednocześnie ustalono, że P. Opozda odnowił kontakty z b. działaczami KPN i wszedł do kierownictwa Liberalno - Demokratycznej Partii Niepodległość Oddział w Lublinie rozpracowywanej przez Wydział III tut. WUSW. W związku  z powyższym zakończono prowadzenie niniejszej sprawy, a zebrane materiały charakteryzujące dotychczasową działalność figuranta po wcześniejszym uzgodnieniu przekazano do Wydz. III , który wykorzysta je w prowadzonej przez ten wydział  w sprawie operacyjnego rozpracowania nr LU-32668-LIBRA, a P. Opozda zostanie dorejestrowany do tej sprawy”. W meldunku uzupełniającym podpisanym przez majora Kołodziejczyka napisano jeszcze, że „dalsze działania operacyjne  w sprawie będą zmierzały do ustalenia ewentualnie nowego miejsca pracy figuranta i rozpracowania obecnie prezentowanej przez niego postawy”.         

W zasadniczej części pracy pisałem już o moim stopniowym                       „ewakuowaniu” się z działalności politycznej. Widocznie nie przyjmowali tego do wiadomości, biorąc mnie nadal za „konspiratora”. Nie wiem również, skąd mieli bzdurną informację o moim zaangażowaniu w (kierownictwie!) L-DPN. Moja wiedza o tej organizacji sprowadzała się do systematycznego czytania ich pisma. Niestety, akt sprawy LIBRA jeszcze mi nie udostępniono...                   

Akcja „Brzoza”         

W części pierwszej napomknąłem o dość dziwnym przesłuchaniu mnie pod koniec 1986 r. w KW MO przy ul. Narutowicza (przewieziono mnie tam z pracy  - z Klubu Inwalidy przy ul. Magnoliowej). Przypomnę, co przed uzyskaniem niniejszej wiedzy archiwalnej napisałem: „Pytali jaki jest mój stosunek do porządku prawnego PRL i czy podpiszę oświadczenie o jego przestrzeganiu. Odpowiedziałem, że dla nas wychowanych w kulturze grecko – chrześcijańskiej normą postępowania nie jest jakiekolwiek prawo państwowe, ale osobista powinność. Do pracy wróciłem pieszo. Z tego co wiem, podobne rozmowy odbyły się w tamtych dniach na szerszą skalę. Rzeczywiście,  jak się okazało była to ogólnopolska akcja, której celem miała być „neutralizacja opozycji” (to cytat z założeń operacyjnych, ja  - za J. Staniszkis - określiłbym te ofensywę „rozpoznaniem przeciwnika przed ewentualną transformacja systemową”).           

W regionie lubelskim odbyto „rozmowy” ze 106 wytypowanymi liderami opozycji, głównie „solidarnościowej” . W raporcie dla MSW uszeregowano bilans owych 106 „rozmów”  następująco (bilans nie zgadza się, gdyż w pośpiechu przeoczyłem widocznie jakąś pozycję):

1)             30 osób „przyjęło do wiadomości”.

2)     1 osoba „ujawniła się”.

3)     9 osób „podjęło dialog”.

4)     1 osoba „została pozyskana”.

5)             47 „zaprzeczyło”.

6)             8  „zaprzeczyło, zachowując się przy tym prowokacyjnie”.                     

Jako przykład owego prowokacyjnego zachowania w raporcie przytoczono moją wypowiedź, notabene, przekładając  ją z języka filozoficznego na ...polityczny. Miałem im po prostu powiedzieć „działałem, działam i będę działał”.                            

Konfederaci II”czyli „członek uśpiony, członek bierny i członek rzeczywisty”      

Lubelski KPN  pod kierownictwem Darka Wójcika rozpracowywany był w ramach operacji „Konfederaci II”. Ponieważ niniejsze opracowanie nie pretenduje do rangi nawet quasi naukowego, jako pozostający już wówczas  w zasadzie poza Konfederacją, nie powinienem „grzebać” w jej ówczesnym ogródku... Z jednym wyjątkiem, dobrze chyba ilustrującym moją tezę z części pierwszej pracy. Otóż, wizytującego Lublin w listopadzie 1986 r. Leszka Moczulskiego „zatrzymano i przewieziono do gmachu WUSW”. Tu, w trakcie rozmowy(!) Moczulski  stwierdził (zacytowano wypowiedź): Działalność w ramach KPN będzie kontynuowana. Organizacja rozrasta się i liczy aktualnie ok. 80 tys. członków . Wśród tych członków są młodociani (nie przekraczający 14 roku życia (na których po odpowiednim przygotowaniu można w przyszłości będzie liczyć ). Mając na uwadze wiek członków oraz weryfikację ich na II Kongresie KPN w grudniu 1984 r. podjęto decyzję o zawieszeniu wydawania legitymacji i wprowadzono nowe pojęcie członkostwa, a m.in. członek uśpiony, członek bierny i członek rzeczywisty”. I dalej mamy już ubeckie streszczenie wypowiedzi Moczulskiego:Od września br. L. Moczulski jak i osoby skupione przy nim dążą do tworzenia nowych członków organizacyjnych KPN w postaci skonfederowanych filii, stowarzyszeń, itp. W trakcie rozmowy wymieniony stwierdził, że poza nim podobne spotkania na terenie kraju odbywa min. K. Król.

Z wypowiedzi L. Moczulskiego można wnioskować, że czuje się on zagrożony jako szef KPN aktywnością K. Króla, który w najbliższym czasie ma w tym celu przyjechać do Lublina. Na zakończenie rozmowy ostrzegawczej z L. Moczulskim poinformowano go, że prowadzi on działalność niezgodną z prawem...”

            Cytując ową wypowiedź, daleki jestem od interpretowania jej w kategoriach „donosu” - a nawet więcej - staram się  zrozumieć intencje... Czy jednak ubecki gabinet  jest odpowiednim miejscem do tego typu                „wykładu”? Uwzględniając ów mitomański  i   „o t w a r t y” styl Moczulskiego ciarki po mnie przechodzą, bo wyobrażam sobie, co też mógł IM naopowiadać o nas, tzw. "fakcji rewolucyjnej” (oczywiście nie jako TW, bo z tym chyba skończył w połowie lat 70 - tych, ale POLITYK JAWNIE DZIAŁAJĄCEJ PARTII.!!! Wałęsa i Moczulski - jacy oni są do siebie podobni: obaj „zarażeni” otwartością na SB w jej ponurych gabinetach, obaj pyszni aż do granic śmieszności...                                                                        

Post scriptum:         

W chwili kończenia tej pracy otrzymałem tzw. „Listę Wildsteina” z fragmentem IPN - owskiego katalogu min. „tajnych (i w części już jawnych) współpracowników”. Prof. Zoll rozrywa swoje prawnicze szaty, bolejąc nad gwałtem zadanym „niewinnym ludziom”. Równo rok temu prosiłem go o interwencję w sprawie nie tylko mojej, ale chyba tysięcy ludzi skazanych w czasie PRL. Otóż, większość  z nich  z inicjatywy prokuratury (często tej samej, która wcześniej ich oskarżała) otrzymała unieważnienie wcześniejszych wyroków min. w formie umorzenia sprawy „ze względu na niewielką szkodliwość społeczną”. Uchylające wyroki zapadały bez bardzo istotnej wiedzy archiwalnej. Obecnie, kiedy ta wiedza jest już dostępna można by wykazać oczywistą bezprawność PRL - owskich wyroków, a nie tylko „błędy w sztuce prawniczej” (takie określenie jest obelgą prawa i osób przez bezprawie poszkodowanych!) I prof. Zoll odmówił interwencji, motywując to tym, że aktualne prawo jest jednoznaczne - nie zezwala na powtórną rewizję nadzwyczajną. Jeżeli tak, to czy kiwnął palcem, aby to prawo ucywilizować? „Humanitarnej” postawy Rzecznika Zolla nie można więc nazwać inaczej jak tylko zręcznym prawniczym faryzeizmem.

powered by QuatroCMS