Mundurki, czyli chybiona kontrrewolucja Jaka jest szkoła – widać i słychać. Eksponowane dziewczęce brzuszki, uniki wylęknionych nauczycieli i udające rodziców sieroty po późnym Gierku i Jaruzelu - to krzyczące symptomy współczesnej polskiej szkoły. O głębszym kulturowym kontekście tzw. systemu edukacyjnego epoki postmodernizmu napisano szereg mniej lub bardziej mądrych rozpraw i artykułów. Ano właśnie, napisano.... Przypominam sobie sprzed kilku lat bardzo trzeźwy i drążący wykład Teoretyka – Pedagoga na zajęciach dla nauczycieli – praktyków na temat „etyki oceniania”, po którym wręczono Wykładowcy (jako przyszłemu egzaminatorowi) symboliczny upominek. Norma. I w takiej właśnie pajdokratyczno – schizofrenicznej rzeczywistości zdemaskowanych autorytetów zjawia się minister Roman Giertych z kontrrewolucyjnymi pomysłami, symbolem których stały się przysłowiowe już chyba mundurki szkolne. Któż z normalnych jeszcze ludzi nie tęskni do pewnego naturalnego porządku, wyznaczanego przez rzeczywiste autorytety, sygnał trąbki, ofiarny trud, czy świętowanie. Rewolucja dokonała się jednak i próby jej odwracania przy pomocy pewnych gestów są albo w swej bezsilności żałosne, albo w swej ideologiczności – śmieszne. Od czegoś trzeba zacząć? Owszem, ale ów duchowy (czy kulturowy) chaos uporządkować można już tylko od środka, zmieniając konkretnych ludzi. Uczniów można również przebrać w mundurki, ale w taki sposób, że nawet tego nie zauważą. Może zacząć od zalecenia skromniejszego ubioru? Klucz powodzenia sanacji szkoły (i społeczeństwa) tkwi jednak i w rodzinnym domu, i w żyjącym własnym życiem środowisku medialnym, i ... tak dalej.... Piotr Opozda |