O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  

Sobaczyńskiego kronika sielska

Pan radny Janek przekonał mnie, że Bodzentyn nie zasługuje na uprawianą przeze mnie antyreklamę. I jego władze, i upodobania ludzi niczym szczególnym nie różnią się tu przecież od innych lokalnych środowisk. Suchedniów, Wąchock, czy Kielce waniajut podobnie… A więc od dzisiaj moja kronika będzie bardziej uniwersalna, bo punktująca absurdy wielu lokalnych środowisk uśrednionych pod wspólnym szyldem Łysicowa. Jeżeli zauważycie Państwo podobieństwo do jakichkolwiek realnych miejscowości, osób i wydarzeń – będzie to wyłącznie zbieżność przypadkowa …

4.01.2010

Kontynuując poprzedni wpis, otwieram katalog „zasłużonych” Łysiczan. Na początek może ten… To był skuteczny patron dla bardzo wielu tutejszych rzezimieszków.

3.01.2010

Pozostałością po systemie feudalnym jest uporczywe poszukiwanie patronów. Analizując najnowsze dzieje Łysicowa, widać bardzo wyraźnie ów kompleks skazanego na łaskę pańską chłopa pańszczyźnianego. Łysiców został zresztą kilka lat temu miastem dzięki takiemu właśnie nieformalnemu wsparciu patronów z centrali. Wizytującego urzędnika MSWiA obficie ugoszczono w Świętej Małgorzacie, no i … wniosek o restytucję miasta otrzymał pozytywną opinię. Pamiętam później jak burmistrz Mazepa biegał wokół pewnego notabla, który wybudował sobie akurat na terenie łysicowskiej gminy dom letniskowy. No i wyżebrał parę groszy na budowę drogi w Ptasiej Wólce. Później były zabiegi wokół pochodzącego z Łysicowa ministra Jasika. Na darmo… Okadzanie potencjalnych patronów honorowymi dyplomami, gorzałką i cielęciną trwa nadal. Nawet cnotliwi skądinąd niektórzy radni nie widzą innych sposobów rządzenia, jak wazeliniarskie okadzanie posłów, marszałków i starostów. Zapobiegliwy dyrektor szkoły nie tylko każdorazowo upijał wizytującego naczelnika z powiatu bądź Mazepę z gminy, ale i zaopatrywał ich na drogę w obfity gościniec. Odjeżdżał więc naczelnik z wizytacji szkoły jak onegdaj ruski czynownik z kontroli w rejonie…, a dyrektor dostawał zaraz potem środki na kostkę brukową albo zgodę na zatrudnienie siostrzenicy w szkolnym sekretariacie. Wszystkie metody są dobre, o ile są skuteczne? G…o prawda! Efektem takiej „skuteczności” jest obłożnie chore państwo. Pańszczyźniane chłopisko Tusk liże stopy kanclerzynie i za jeden uśmiech godzi się na wszystko, kandydat na posła już na starcie zaopatruje się w wazelinę a poglądy (jeżeli je ma, co się niekiedy zdarza) zostawia w komórce u swojej mamy na wsi (bo tam nikt ich nie znajdzie), pańszczyźniane stworki - różne Mazepy, Zyhadły i Pociubasy nie widzą możliwości życia poza bandą, jakąkolwiek zresztą – zieloną, czerwoną, czy różową. I tak oto karykaturalnie sprawdziły się wizje Bierdiajewa – mamy nowe średniowiecze, z bandami zamiast konfraterni.

1.01.2010

Burmistrzowi Mazepie i jego radnemu Żyhadle z dedykacją, aby wreszcie pojęli sens wolności słowa..

www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1075

i jeszcze Ziemkiewicz

30.12.2009

No i jeden przyznał się…

Na dzisiejszej sesji Rady Miejskiej w Bodzentynie burmistrz Marek Krak usiłował zapoznawać radnych z moją kroniką Łysicowa. Wdzięczny jestem za darmową reklamę. Ale i zaskoczony, bo oto burmistrz Krak stwierdził, że przygody Wincentego Mazepy pasują do niego… Zaskoczony, bo aczkolwiek jestem dość krytyczny wobec bodzentyńskiego burmistrza, to nie przypuszczałem, że aż tak pobłądził… Skoro jednak publicznie, wobec wszystkich radnych i sołtysów wziął występki wymyślonego czarnego samorządowego luda Mazepy na siebie…? Moje satyryczno – rekolekcyjne rozważania o kondycji samorządów okazały się skuteczne. Czekam na dalsze ekspiacyjne zgłoszenia, choćby z okolicznych gmin. Burmistrz Krak grozi mi kolejny raz prokuraturą. Te sprawy długo się ciągną, czy nie lepiej poprosić o pomoc miejscowego ubeka lub ukraińskiego mafioso ze złotym zębem? Są skuteczniejsi. Burmistrza wsparł mój ulubiony radny, złotousty Jan Zygadlewicz. Chłopisko tyra już widać na przyszłoroczny mandat… Kończę z Bodzentynem, wracam do Łysicowa.

28.12.09

Jedna z lokalnych gazet raz po raz uruchamia reklamowe akcje - na najlepszego lekarza, najlepszego nauczyciela, wójta, radnego, itd. Marketingowo dobrze pomyślany projekt... Podobno niektórzy wójtowie już na starcie wyłożyli na tę kryptoreklamę po 3 tysiące złotych. A dodatkowo należało jeszcze zdobyć dobry, najlepiej 90% wynik, organizując SMS - y. Sukces, porównywalny z poparciem w latach 60 – tych dla Gomułki osiągnął, a jakże, burmistrz Łysicowa Wincenty Mazepa. Jakżesz on to sprawił? Oddelegował (oczywiście w godzinach pracy) zatrudnionego w urzędzie i przeznaczonego do zadań specjalnych (transport pijanego samorządowego ciała po balandze, zastraszanie przeciwników na forach internetowych, itp.) swojego kapciowego Gawła Wierzbinę, zwanego "Czerepachem", do organizowania SMS-ów z poparciem dla pryncypała. Kilkutygodniowa akcja pana Gawła (oczywiście, za pieniądze podatników) dała nadspodziewany, iście gomułkowski wynik. Założenie trafne – w wyborach za rok będzie można wykorzystać te uciułane przez Gawła procenty… W przedostatnim wpisie postawiłem kropkę nad „i” nazywając taką "zaradność " za cudze pieniądze po imieniu – złodziejstwem (no i oszustwem). I co? Kolejne argumenty wkrótce.

27.12.09

No i po świętach. W brzuchach zaskrzeczało, w głowach zaszumiało, w sercach zaiskrzyło, w duszach nie zdążyło…

„Przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli”(J.1,11)

Dramat odrzuconej, a w najlepszym razie zawieszonej w próżni Miłości trwa przez wieki, zapalając jedynie co jakiś czas otwarte serca. Apokaliptyczne narzekania na nasze czasy są jednak efektem ahistorycznej histerii, Tak było i tak jest. I tak będzie, aż do kosmicznego finału... Znamy przecież przerażającą wątpliwość Chrystusa: Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łuk. 18,7)

18.12.2009

Łysicowski burmistrz Wincenty Mazepa i jego okoliczni koledzy po fachu chyba nie do końca zdają sobie sprawę, że są … złodziejami. Pomijam już ustawiane często przetargi (a na niektórych mógł zarobić nawet 200 tys. zł.), a zatrzymam się na pozornych i mylących drobiazgach… Ale po kolei, podręcznikowo:

Czyn korupcyjny – to oferowanie, oczekiwanie lub przyjęcie korzyści majątkowej lub osobistej przez funkcjonariusza (lub funkcjonariuszowi) publicznego (mu). Zwykle kojarzymy „korzyść” z pospolitą łapówką, a jest nią także korzyść osobista, czyli np. obietnica awansu zawodowego, politycznego lub społecznego samego zainteresowanego lub bliskiej mu osoby. Jeżeli więc mąż w dniu wyborów angażuje swój samochód na rzecz określonego kandydata, a ten po wygranych wyborach zatrudnia żonę owego tragarza wyborczych głosów na stanowisku, np. sekretarza urzędu – to jest to klasyczny czyn korupcyjny. To samo dotyczy biznesmena, który z kolei w nagrodę otrzymuje decyzję o umorzeniu podatku. Zresztą, w kwestii wyborów znane są bardziej prostackie kontrakty. Np. po ostatnich wyborach amatorzy tanich trunków nachodzili burmistrza Mazepę w ratuszu żądając obiecanych kilku zł na wino i papierosy…

Inny przykład: Znane są problemy, jakie młodzi ludzie mają z zatrudnieniem, choćby w szkolnictwie. Odpowiedzialny za oświatę wiceburmistrz Jan Maria de Magister umywa zwykle ręce, wskazując na dyrektorów jako odpowiedzialnych za zatrudnienie. Ci jednak, przynajmniej w znacznej części, nie podejmą żadnej decyzji personalnej bez konsultacji z Magisterem lub wprost z Mazepą, którzy zatrudniają albo według klucza rodzinnego albo finansowego, albo wyborczego (kto może zapewnić więcej wyborczych głosów). Miejscowy eksposeł Pociupańczyk zbudował w ten sposób całkiem okazałe zaplecze swojej obrotowej partii. To już jednak tzw. zorganizowana korupcja, czyli po prostu mafijna.

9.11.2009

Niektórzy opozycjoniści z Łysicowa podniecają się obiecanym wsparciem ze strony lokalnego biznesu. Marna to pociecha, zważywszy na historię ich bankowych kont. Owszem, znam paru młodych przedsiębiorczych i zapracowanych kupców, ale pośród lokalnego biznesu są to raczej chlubne wyjątki…Przyjrzyjmy się przemysłowej „elycie”. Jeden dorobił się handlem wyłapywanymi na podlaskich błoniach zwierzętami (bynajmniej nie dzikimi…), inny z kolei pokątnie je szlachtował. Jeszcze inny tuż po pogrzebie PRL rozprowadzał słynny balcerowiczowski spirytus z przemytu, a jego kolega angażował się na rynku walutowym (w dodatku te dolary nie były autentyczne…). To było kiedyś. Dzisiaj to szanowani biznesmeni, będący dumą Łysicowa. Jakakolwiek zmiana władzy z poparciem takich właśnie sponsorów miałaby może znaczenie symboliczne, wymierzając sprawiedliwość skorumpowanym decydentom, ich własnymi rękami ale ... uwikłania pozostaną. Dlatego z polityką hazardową czas skończyć…

Pojutrze Święto Niepodległości. Pewien znany ksiądz tak zaplanował sobie jego obchody:

Z POLSKĄ NA LODY

Wolność i niepodległość mamy od 20 lat, a pierwszy raz odzyskaliśmy ją po rozbiorach 91 lat temu.

W Lublinie będzie koncert, w Warszawie odprawa wart w towarzystwie pani prezydent Litwy, bodajże w Zamościu rajd harcerski. Plus gdzieniegdzie wystawy, okolicznościowe posiedzenia nadętych gremiów, na pewno szkolne akademie z wierszykami i „Pierwszą Brygadą”.

Należę do tych Polaków, których Polska obchodzi i do tych, którzy nie obchodzą oficjalnych uroczystości. Nie obchodzę oficjalnych bo są nudne, puste i zakłamane. A to dlatego, że nie daje się przy nich dojść do głosu Polsce bezdomnej, biednej, bezrobotnej, wychowywanej na ulicy (dzieci).

Wolność i niepodległość stała się dziś udziałem pewnej części Polaków, tej części, której żyje się dość dobrze. I która nie bardzo pamięta, że jest jeszcze inna Polska. Z niesmakiem patrzę na elity polityczne, od lewa przez centrum, do prawa, a nawet skrajnie na prawo. Nikogo naprawdę nie interesuje ta Polska odepchnięta od smaku wolności i niepodległości. To taka Polska, która grzebie w koszach na śmieci, śpi na dworcach, kupuje w tanich ciuchlandach, regularnie się zapożycza, aby dociągnąć do końca miesiąca. Polska, która nie jeździ na wyspy greckie i hiszpańskie i nie śledzi giełdy. Takich smaków wolności i niepodległości nie zna Polska o której myślę.

Dla uczczenia niepodległości zabiorę jakąś ferajnę dzieciaków na lody. Po drodze mi właśnie z taką Polską.

(ks. Mieczysław Puzewicz, Itinerarium, http://www.duch.lublin.pl/itinerarium/index.html )

24.08.2009

Mój ulubiony radny Zygadlewicz uczy się podobno łaciny. No, w każdym razie próbuje. Rozwija się chłopisko nie tylko w poprzek, ale i w głąb. Tylko patrzeć, a zastąpi wiceburmistrza Kozerę i będą sobie z innym intelektualistą blogować w Internecie. Krak będzie mu (dużą czcionką!) pisał interpelacje, w domu poćwiczy z panem Stefciem czytanie ze zrozumieniem, po tygodniu wyduka na sesji rady, a Krakowi w międzyczasie przyboczna iurystka przygotuje odpowiedź.

Dyskusja z wymienionymi wyżej intelektualistami przypomina dialog z Radiem Erywań: Gdy ja napiszę, że „władze Bodzentyna postępują nieuczciwie a do tego są jeszcze niekompetentne”, burmistrz Krak wzywa radnego Zygadlewicza i mówi mu: „Sobaczyński nie zna języka polskiego, bo nie postawił przecinka w ostatnim zdaniu”. I radny Janek biegnie na Dolny Rynek i podczas codziennego przedpołudniowego obchodu powtarza miejscowemu rezerwowemu obywatelstwu: „Nauczyciele, a nie wiedzą co to przycinek.”

W Urzędzie Gminy powtarzają sobie ostatnio następujący dowcip:

Burmistrz Krak na pytanie radnego Zygadlewicza jak się czuje, odpowiada: - Jak kartofel w PGR - e, jeżeli nawet na jesieni mnie nie zgnoją, to i tak na wiosnę posadzą!

31.07.2009

Okazuje się, że zdrowie również ma polityczny wymiar… Z inicjatywy grupy mieszkańców Bodzentyna zbierane są podpisy pod petycją do władz miasta postulującą zakup karetki pogotowia dla potrzeb miejscowego ośrodka zdrowia. Podpisy złożyło już stu kilkudziesięciu mieszkańców Bodzentyna. Zdecydowaną propagandową kontrakcję podjął burmistrz M. Krak, a zwłaszcza jego Samorządowe Radio Rynek, czyli radny Jan Zygadlewicz. Burmistrz obawia się kolejnego wydatku w sytuacji postępującej dziury budżetowej w gminie. Odmiennego zdania wydaje się być wiceburmistrz Kozera, który złożył swój podpis. Niecodzienna to manifestacja samodzielności ze strony najbliższego współpracownika Burmistrza Kraka.

Cóż, obietnice trzeba spełniać (wyraźnie składał je co do zakupu karetki boss tutejszej wiodącej siły J. Szczepańczyk), a oszczędzać rozsądnie. Warto w tym miejscu przypomnieć o wydatkach na straż pożarną w Psarach i Sieradowicach. Podczas, gdy nieźle wyposażona i sprawna jednostka centralna w Bodzentynie może z powodzeniem wypełnić zadanie na skalę gminną, z powodów politycznych podtrzymuje się nieefektywne jednostki w małych miejscowościach. W Sieradowicach OSP wyremontowało 35-letni pojazd za 93 tys. zł.(wartość przed remontem – 2 tysiące zł.), zaś dla Psar zakupiono pojazd za 128 tys. zł na … 200 litrów wody.

W kontekście tak dziwacznej gospodarności postulat zakupu karetki wydaje się całkowicie zasadny.

Drgnęło w pozyskiwaniu funduszy unijnych, co jest podobno zasługą przygotowującego się do „skoku na ratusz” Józefa Szczepańczyka. Krak stoi przed poważnym wyzwaniem - musi wygospodarować środki na niezbędny wkład własny. Tymczasem dotychczasowa rozrzutność i zadłużenie gminy stawiają jej możliwości w tym zakresie pod znakiem zapytania.

22.07.2009

Chyba znalazłem odpowiedni temat na rocznicę PKWN… W internetowym BiP gminy Bodzentyn figurują aż dwa wykazy umorzeń podatkowych za ubiegły rok (http://www.bodzentyn.bip.jur.pl/?go=19&read=1749 ). W pierwszym burmistrz pomylił imię Andrzeja Kurka, w drugim – na interwencje mieszkańców - musiał sprostować. Oczywiście, nie chodzi tu o żadną pomyłkę… Burmistrz Krak, aktualnie członek PSL, ale w razie potrzeby podkreślający swoje solidarnościowe korzenie, najwyraźniej wstydzi się swoich związków z Andrzejem Kurkiem. Owszem, umorzeniami podatków musi odwdzięczać się za poparcie z jego strony, ale niezręcznie mu jakoś afiszować się aliansem z tym bodzentyńskim biznesmenem… Uczęszcza do niego przy świetle księżyca, w dzień woli unikać. Dlaczego?

Andrzej Kurek jest emerytowanym oficerem Służby Bezpieczeństwa. W stanie wojennym jako ppor. SB wyróżnił się w przesłuchaniach w znanym śledztwie przeciwko 21 białostockim działaczom „Solidarności” i NZS.

W lutym 1985 r. pojawia się w Kielcach już w stopniu porucznika i jako p.o. zastępcy Naczelnika Wydziału VI Służby Bezpieczeństwa. Ów wydział zajmował się inwigilacją rolników i kontrolował polską wieś .

W latach 1985 – 1987 Andrzej Kurek kieruje z kolei Wydziałem VI SB w Siedlcach (najpierw jako zastępca Naczelnika, a następnie już jako Naczelnik). Pod koniec lat 80-tych w nagrodę za dobrą służbę prawdopodobnie awansowany został do Warszawy. Po rozwiązaniu SB i tzw. weryfikacji jej funkcjonariuszy, już jako „cywil” trafia do Bodzentyna. Rzecz jasna w tej służbie tak naprawdę nie przechodzi się do cywila, a swoista solidarność owego środowiska spowodowała trwalszy towarzysko – biznesowy już układ, wspieranie się w interesach. „Kontakty”, jakie Andrzej Kurek nawiązał podczas pracy w kieleckiej bezpiece (min. poprzez kolegów z pracy i zwerbowanych wcześniej konfidentów w branży rolnej) pozwolą mu teraz zaangażować się w działalność gospodarczą, a konkretnie w uruchomieniu rzeźni… Nie ukrywa wszakże swoich zawodowych korzeni, a nawet półoficjalnie je wykorzystuje (min. w kontaktach z policją, u której najwyraźniej ma posłuch i zrozumienie).

Z pomocą żeberek i słoniny pozyskuje także względy wielu bodzentyńskich patrycjuszy. Sponsoruje tutejszą orkiestrę dętą, jest widoczny na uroczystościach patriotycznych ku czci pomordowanych mieszkańców miasta… Staje również na czele miejscowego SLD.

W latach 90-tych jest przeciwnikiem burmistrza Kraka, kiedy jednak ten przechodzi do PSL, a jego konkurentem zostaje Opozda, Kurek udziela Krakowi wsparcia i służy radą. „Z dwojga złego wolę kochającego władzę i pieniądze Kraka” – mówi. W 1998 r. startuje w wyborach samorządowych i mimo, że uzyskał niezły wynik, przegrywa. Bodzentyniacy są praktyczni – żeberka wyborcze ogryźli i kiełbasę zjedli, a z poparciem nie ryzykowali. Honorowo zachował się jedynie tutejszy półświatek, od lat uczciwie sprzedający swoje głosy za tradycyjne wino i papierosy. Trudno się tedy dziwić, ze zakupione wcześniej dla orkiestry dętej instrumenty zostały odebrane, a nowym sponsorem został samorząd. Jedynym (żywym już) „instrumentem” odziedziczonym po dawnym sponsorze został kapelmistrz Kazimierz P.

Czasy bezlitośnie się zmieniają i Andrzej Kurek zmuszony został do „przegrupowania sił”. Cdn.

21.07.2009

Pod datą 6 czerwca zamieściłem link do strony ekologów, na której po raz kolejny komentuje się sytuację na bodzentyńskim targowisku. Zrobiłem to z oczywistej przyczyny - warto wiedzieć, jak nas inni widzą... I oto burmistrz ze swoim przybocznym radnym Jankiem biegają teraz po rynku z informacją, że oczerniamy mieszkańców gminy za nieumiejętności hodowlane świń... Tu się w pełni zgadzam: mieszkańcy gminy przez ostatnie kilkanaście lat wyhodowali sobie zamiast normalne świnie, jakieś zmutowane monstra nie mające umiaru w opróżnianiu publicznego koryta, przy tym tyleż gładkie i tłuste, co głupie... Prawda, panie Janku?

Za sprawą burmistrza Kraka znowu powróciła sprawa rzekomej obrazy przeze mnie premiera - ogiera Pawlaka. Tym razem radni na ostatnim posiedzeniu wysłuchać musieli płaczliwego protestu w tej sprawie ze strony p. Kraka. Zgoda, przyznaję się do błędu: Pawlak nie był i nie jest pierwszym ogierem III RP (gdzie mu tam do Millera, czy Kwaśniewskiego), a po prostu pospolitym łowcą przygód i pieniędzy. Zaspokojony już jesteś Mareczku?

20.06.2009

W wielu gminach przy okazji wyborów europejskich przeprowadzono tzw. referenda śmieciowe. Warunkiem ważności referendum lokalnego jest co najmniej 30% frekwencja. Najbardziej optymistyczne sondaże przewidywały ok. 20% frekwencję. Dlaczego więc zdecydowano się na te kosztowne plebiscytowe imprezy? Wydaje się, że liczono na zwiększenie w ten sposób zainteresowania ludzi wyborami, czyli podniesienia o parę punktów frekwencji w powszechnie olewanych wyborach europejskich…Gdyby zabiegi takie nic nie kosztowały, koterie partyjne mogłyby sobie do woli eksperymentować, ale w grę wchodziły tu przecież miliony złotych! Za wyrzucone w błoto pieniądze można by dokładnie posprzątać gminę… Za wyrachowanie i bezmyślność i tak zapłacą podatnicy…

10.06.2009

I jeszcze postscriptum do wczorajszego wpisu..

http://www.milanos.pl/video-ak.php?cat=47&id=10024

9.06.2009

Władza niczym próżna panienka lubi przesiadywać przed lustrem. Nie po to jednak, aby zobaczyć swój rzeczywisty wizerunek, ale żeby retuszować zmęczoną, a częściej - zblazowaną facjatę. Chociaż…próżność to niewłaściwe określenie. To chyba coś znacznie więcej – wyrachowanie, zawód, a więc … (z troski o morale radnego Jana Z. nie wypowiem, powstrzymam swój język, szukając polskiego odpowiednika…).

Socjologowie nazywają to ładniej – PR (Public relations ). Jak zwał tak zwał, owa „polityczna PRostytucja” jest dzisiaj normą, tak w odniesieniu do lokalnych „panienek” jak i tych z wyższej półki. Biorę dwie gazety – lokalną i centralną. W tej pierwszej wizerunek burmistrza pojawia się 11 razy: z marszałkiem, wicepremierem, proboszczem, strażakami, gospodyniami wiejskimi, sportowcami, nauczycielami, europosłem, katechetą, itd. W ogólnopolskiej telewizji premier demonstruje się z większą powściągliwością i smakiem, bardziej stawiając na język i wysportowaną sylwetkę, chociaż i on lubi pozować z kanclerzyną – protektorką.

Czy PR jest skuteczna? Tak, do czasu. Przyjdzie jednak taki moment, że tusz, puder i tło zamiast ukrywać, zaczną krzyczeć. „Nie ma nic ukrytego, co by nie zostało wyjawione”. We współczesnym medialnym świecie propaganda piękna i sukcesu załamuje się bardzo gwałtownie. Wystarczy, że ktoś przetrze oczy i odkrywając „nagość króla” nieładnie wskaże go palcem tłumowi …

5.06.2009

Ciągle otrzymuję wyrazy oburzenia za wpis o Pawlaku sprzed 2 tygodni. Najładniejszy ponoć według rankingu sołtysek bodzentyński radny Jan Zygadlewicz rozdziera na Dolnym Rynku swoje dokładnie wyprasowane szaty z bólu za poniżenie rządowego majestatu. Złożono donos do samego obrażonego Pawlaka, marszałka województwa Jarubasa, byłego wicepremiera Gosiewskiego, posłanki Zubowej, itd. Szkoda, że nie ma już Urzędu Bezpieczeństwa, ci od razu zrobiliby z warchołami porządek i dali jeszcze zarobić... Chodzi o owo delikatne i pieszczotliwe - jak na zasługi Pawlaka - określenie „ogier”. Tłumaczenie jakiemuś nierozgarniętemu Jasiowi lub Stasiowi na czym polega satyra, wolność słowa, ryzyko związane z pełnieniem funkcji publicznej, etc. mija się z celem. Na beton można położyć glazurę i wygląda wtedy jak odpicowany radny Zygadlewicz, ale na jego kruszenie szkoda czasu. Dopowiadam więc już całkiem poważnie: Niejaki Pawlak jest uosobieniem tego, co w naszym życiu publicznym najbardziej patologiczne. Ziemkiewicz poczynił kiedyś zgrabne rozróżnienie miedzy chamstwem, a prostactwem. To pierwsze nie ma nic wspólnego z pochodzeniem, wykształceniem, manierami, itd. To nie tyle problem stylu co substancji… Ale to już zadanie dla chemika, tj. psychologa.

5.06.2009

Zaglądanie do cudzej kieszeni jest zajęciem nieeleganckim. I słusznie, ale służbie, którą utrzymujemy z naszych podatków, zaglądać jednak musimy. Co widać? Żyjemy oto w czasach, w których sługom powodzi się o niebo lepiej niż obsługiwanym...

Burmistrz Bodzentyna wraz ze zmianą progów podatkowych obniżył sobie pobory, bo i tak lepiej na tym wyszedł. Aktualnie kosztuje nas 8 tys. 535 zł. miesięcznie. O jego pazerności świadczy epizod z ostatnich miesięcy. Otóż, mimo, że podczas trwającego w 2007 r. 3 - miesięcznego odwołania ze stanowiska pobierał nadal pensję w wysokości 5 tys. zł. jako szef Związku Gmin Świętokrzyskich, wystąpił obecnie na drogę sądową przeciwko ... sobie jako szefowi Urzędu Gminy żądając również wypłacenia 30 tys. zł. za owe 3 miesiące odwołania. Chociaż Państwowa Inspekcja Pracy stanęła na stanowisku, że nie można płacić za nie wykonywaną pracę, sąd okazał się jednak łaskawy. Mając osobistego adwokata p. Kokowską (również utrzymywanego z naszych podatków) można sobie pozwolić na wygrane procesy sądowe. No i ponieważ sądowym przeciwnikiem burmistrza był sam burmistrz więc nie miał interesu aby odwoływać się od wyroku starachowickiego sądu do Kielc... Uzasadnienie wyrażone w rozmowie ze sprzeciwiającym się owym roszczeniom przewodniczącym rady, (w związku z weselem w rodzinie mam większe potrzeby finansowe) komentuje się samo.

Na drugim miejscu w hierarchii dochodów jest sekretarz Adela Gołębiowska – Kołodziejska z kwotą 8 tys. 461 zł. Zdystansowała nieznacznie wiceburmistrza Kozerę, zarabiającego 7 tys. 551 zł. Oto i następny komik – w swoim oświadczeniu nie omieszkał zaznaczyć, że kwota ta obejmuje również … jego składkę emerytalną… A na czyją to emeryturę Szanowny Pan odkłada, pensjonariuszy Domu Pomocy Społeczne czy swoją własną?

Główna księgowa, p. W. Mazurkiewicz inkasuje 7 tys. 665 zł. Nie napisano natomiast ile zarabia jej emerytowana pomocnica, niezastąpiona p. Iwan, która formalnie obsługuje Związek Gmin, ale jest również konsultantką świeżo uwarzonej księgowej gminnej.

Muszę w tym miejscu pochwalić Państwa Szczepańczyków. Uczciwie poinformowali, że zgromadzili na koncie 220 tys. zł. Inni się wstydzą, zakładają konta dorosłym dzieciom, kochankom, teściom, odwiedzają Szwajcarię, etc. Chociaż, może nie tyle wstydzą co boją…?

Komentarze:

W dniu dzisiejszym pierwszy były poseł „rzeczypospolitej świętokrzyskiej”,i bohater "rywinowskiej komisji śledczej", o którego zatroszczył się mój przedmówca, zorganizował happening w Karczmie pod „Stokiem”. Okazja? 30-lecie „obywatelskiej postawy” na ziemi bodzentyńskiej. Na owe „grillowanie” zaproszeni zostali prawie wszyscy - obecni i dawni pracownicy urzędu gminy. Ci starsi pamiętają go jako raczkującego urzędnika referatu geodezji.

„Zaszczyt” wspólnego biesiadowania ominął jednak kilku dawnych znajomych i kolegów... Bo i jak tu np. zaprosić byłego kolegę, a obecnego opozycjonistę? Tak to i bywa: jeden zostaje człowiekiem, drugi …. działaczem. Chyba też dlatego pamięć bywa selektywna i ulotna wymazując np. tych, którzy pomagali stawiać pierwsze kroki w Bodzentynie...

Widać już, że ta sentymentalna podróż do przeszłości może opłacić się niczym trafiona inwestycja. Jak już wspomniał mój przedmówca, owe 220 tys. jak nic znajdzie swoje uzasadnione wydatkowanie, niczym „wyborcza kiełbasa”. Musi być in-plus. Igrzyska czas zacząć.

Bahus

4.06.2009

Po urzędującym wicepremierze Pawlaku także i były wicepremier Gosiewski w trakcie wyborczej peregrynacji nawiedził miasto Bodzentyn. Były wicepremier ma niewątpliwą przewagę nad obecnym w postaci dobrze zorientowanego szefa... O treści wystąpienia nie warto wspominać - typowa przedwyborcza sieczka.

Burmistrz Krak wystąpił tym razem jako "solidarnościowiec z korzenia". Mniemam, że dla uciszenia sumienia nie powinien jednak rozpamiętywać swoich młodzieńczych korzeni. Stało się, 15 lat temu chcąc koniecznie zostać wójtem, dla pozyskania głosów PSL w radzie gminy dał słowo Józkowi i wracanie do pierwszej miłości powoduje jedynie wewnętrzne rozterki i w konsekwencji nerwicę, że o przykrych skojarzeniach personalnych nie wspomnę... Oczywiście, powrót jest zawsze możliwy, ale żeby sobie jego konieczność uświadomić trzeba najpierw dostać porządnie po głowie.

Moje pieszczotliwe uwagi o Pawlaku w na pół satyrycznym wpisie sprzed kilku dni wywołały zgorszenie. A to wziął go w obronę wrażliwy S. M. Krak, to znowu ktoś inny pogroził, że "zbyt ciężko pracował na swoją społeczną pozycję, aby się teraz pozwalać szczypać..." No cóż, dla pewnego rodzaju pracoholików pewna praca jest podobno nie tyle trudem co przyjemnością...

I jeszcze uwaga techniczna: moja kronika nie jest częścią "Kuriera ŚWIĘTOKRZYSKIEGO", dlatego molestowanie za jej treść współpracowników tego pisma jest nadużyciem. Jeżeli piszę pod pseudonimem, to ze względu na charakter (póki co) wykonywanej pracy wymagającej medialnej ciszy. Zresztą, ci, którzy powinni wiedzieć i tak przecież wiedzą kto jest autorem tych wpisów...

3.06.2009

Tak nas widzą...

picasaweb.google.pl/jovana.arte/KonskiTargWBodzentynie02#

30.05.2009

Cmentarze (szczególnie w przywiązanej do historii Polsce) są bezcennym źródłem wiedzy historycznej i chyba dowodzić tego nie trzeba. Pogrzeby natomiast (szczególnie w „rodzinnej” części Włoch) są bezcennym źródłem wiedzy operacyjnej… Okazuje się jednak, że i w Polsce na pogrzebie można się wiele dowiedzieć. Zwłaszcza w regionach o silnych „tradycjach rodzinnych”. Jakże istotna dla policjanta (i historyka) jest okoliczność, które z dzieci podtrzymuje wdowę, kogo razi światło i założył ciemne okulary, kto usilnie powstrzymuje łzy, kto udaje płacz, a kto wreszcie nie potrafi ukryć zadowolenia…

Kilka miesięcy temu w podkieleckim M. (ze względu na delikatność materii wszelkie dane zostały zakonspirowane) odprowadzano na zasłużony odpoczynek długoletniego ale do ostatniej chwili praktykującego iurystę G.M. Nie znałem zmarłego więc korzystając z pomocy miejscowego „kronikarza” mogłem z dystansu przyjrzeć się orszakowi prawników, urzędników i biznesmenów. Wszyscy wydawali się doskonale znać, łączyło ich coś znacznie więcej niż wspólna praca, szkoła i rynek starego miasteczka, gdzie albo wzrastali, albo biesiadowali…

Prokurator okręgowy M. K. ściska się z miejscowym burmistrzem Z.K. niczym koneserzy tej samej rozrywki. Szef prokuratury jest już ostrożniejszy. To typ człowieka, który mając doskonały węch wie na co publicznie może sobie pozwolić. Dba o swój wizerunek ale i on wydaje się być „u siebie” i najwyraźniej należy do „rodziny”. Nie zabrakło również byłego i przyszłego posła – bywalców słynnego „ogrodowego grila”...

Ogólnie biorąc, frekwencja na pogrzebie znakomita - ostatecznie prawie połowa tego miasteczka „coś” zawdzięcza nieboszczykowi – niejedną umorzoną sprawę, łagodniejszy wyrok, a w najgorszym razie „sugestię”. Sam gospodarz gminy miał nieszczęście korzystać z pomocy G.M.

Za komuny i w III RP w miasteczku (lub z miasteczka) było dwóch ludzi, którzy wiele mogli – właśnie zmarły prawnik i tzw. „Kusy”. Obaj „podłączeni” do głównego wówczas „ośrodka decyzyjnego” na Gwardii Ludowej byli nieocenieni w nieformalnych „apelacjach kryminalnych”… W kondukcie i na cmentarzu szczególnie aktywny był biznesmen i bankowiec L. R. Od swojego „kronikarza” dowiaduję się, że nieboszczyk pilotował jego karierę. Za jeden „marny podpis” w latach 80 – tych załatwił mu wyjazd na Zachód, a później była już klasyczna biznesowo – urzędnicza „wspinaczka”. Choć robi wrażenie równie pustego jak ulubiony przezeń PRL – owski element architektoniczny, ma chłop ambicje i ostatnio został nawet literatem…

29.05.2009

W "Polityce" ciąg dalszy "obrazoburczych" (podobno) tekstów o współczesnej architekturze polskiej prowincji...

http://www.polityka.pl/raport-jonsko-swojsko/Lead30,933,270056,18/

28.05.2009

Podczas porządkowania pewnego szkolnego archiwum natknąłem się na „Księgę Honorową Szkoły”. Twarze znajomych i zasłużonych nauczycieli adorujących w latach 70. żołdaka z Armii Czerwonej, zdjęcia z konferencji partyjnych, laurki na rzecz przyjaźni polsko – radzieckiej, PZPR, walecznej Służby Bezpieczeństwa, itd. Większość z tych zasłużonych heroldów oświaty do dnia dzisiejszego zajmuje honorowe miejsca na akademiach, teraz z okazji Dnia Papieskiego, 3 Maja, 11 Listopada, a owa Księga Honorowa pieczołowicie eksponowana jest na specjalnym ołtarzyku… Jej bohaterowie nie mają najmniejszego choćby wyrzutu sumienia czy poczucia wstydu. Zapytani jak sobie z takimi biograficznymi paradoksami radzą, odpowiedzieliby zapewne: „Wtedy były takie czasy, dzisiaj są inne. Wczoraj byli na ołtarzach tacy właśnie bogowie, dzisiaj obowiązują inni, a jutro być może pojawią się jeszcze inni”. Byt kształtuje świadomość. Oczywiście, gdzieś w tle owej Księgi widać także tych nielicznych Sprawiedliwych. Przeanalizowałem kilka owych „niepozornych” biografii… Zazwyczaj zepchnięci zostali na margines i zaszczuci przez „wiecznie żywy”, bo ciągle opiniotwórczy aktyw. Kontemplując owa Księgę, postanowiłem śladem „Liber chamorum” Trepki kompletować współczesną lokalną „Księgę hańby”…

27.05.2009

Władza spłaca wyborcze długi. No i jednym rozdaniem neutralizuje równocześnie lekkomyślną i niezbyt rozgarniętą opozycje…

http://www.bodzentyn.bip.jur.pl/adds/wykaz_ulg_umorzen_za_2008.pdf

Uzupełnienie: 02.06.2009

Witam serdecznie.
Ucieszyła mnie bardzo lista os. ułaskawionych finansowo, przez jaśnie nam panującego. Jednocześnie chciałam zwrócić uwagę na niezmierną kompetencje tych którzy tą listę przygotowywali i podpisali, w naszym urzędzie gminy, widać że nie znają swoich mieszkańców, a tym bardziej imion i nazwisk. (A swoją drogą bezrobocie jest tak wielkie że na pewno znaleźliby się ludzie wykształceni i kompetentni na odpowiednie stanowiska w naszej gminie.)
Jeśli mogę to proszę o zwrócenie uwagi na dane pod pozycją 8 na tej liście. Nazwisko pewnego małżeństwa się zgadza tylko imiona ZUPEŁNIE NIE. Jak mniemam chodziło zapewne o p. Andrzeja i Zdzisławę Kurek, którzy wg moich wiadomości prowadzili działalność gospodarczą więc suma jaka jest podana mogła być umorzona ( bo i było z czego umarzać).
A zwracam na to uwagę ponieważ dzięki tej liście kojarzone z umorzeniem podatku są os, Państwo Lidia i Mieczysław Kurek, które podatek zapłaciły, (i był on zaledwie w wysokości 200 zl). Wiec uprzejmie proszę by przynajmniej Szanowna redakcja zmieniła dane zamieszczone na swojej stronie.
Pozdrawiam - zainteresowana czytelniczka.

Szanowna Pani! Nie zamieściłem listy owych "beneficjentów" na naszej
stronie, a wyłącznie link do strony Urzędu Miasta i Gminy, na której lista
taka jest upubliczniona. Niemniej, rozumiejąc Państwa oburzenie z powodu
owej "pomyłki" urzędników (a) gminnych (ego), zamieszczam Pani sprostowanie.

25.05.2009

Szef PSL nawiedził dzisiaj Bodzentyn. W szkole podstawowej przełożono na tę okoliczność akademię z okazji Dnia Matki aby i Ojciec Waldemar mógł podziwiać poetycki nektar w wykonaniu dziatwy szkolnej. Towarzyszył mu kandydat do brukselskiej dumy Siekierski i kilku kieleckich baronów wiodącej tu zielonej sitwy.

Wizytę poprzedziły ekscytujące przygotowania. Zawsze podniecona na widok urzędników dyrektorka szkoły, zasłużony prezes towarzystwa miłośników koryta, „działaczki na niwie spod Sieradowskiej Góry” i samorządowe liliputy z miejscowego ratusza stawali na głowach i kicali przed pierwszym ogierem III RP jak onegdaj pańszczyźniane chłopstwo na dożynkach u księcia pana…Cieszyli się miejscowi kupcy, bo mogli pozbyć się wreszcie zapasów kurzych skrzydeł pamiętających ponoć wojnę wietnamską. Przedstawicielki matek najpierw pogonione zostały przez ochroniarzy z pierwszego rzędu, później wręczono im hurtem zakupione kwiaty, dzieci zaś otrzymały od batiuszki po cukierku. Komentarze przechodniów raczej jednoznaczne: „dzisiaj dzień targowy, dlaczego nie pojechali na targowisko wytłumaczyć chłopom głodowe ceny ziarna, tylko poszli agitować dzieci szkolne i obżerać nas!?”

Wczoraj zielono było również w Wąchocku. Na przyspieszonym o tydzień święcie ludu zebrał się aktyw PSL z powiatu starachowickiego. Błogosławiący samorządowych wyrobników opat wąchockich cystersów mocno gimnastykował się aby nie wymienić nazwy wyraźnie nie lubianej przez siebie partii, ale po Mszy św. jeden z działaczy wskoczył na ambonę i tak powiedział co trzeba. Zresztą, mimo akrobacji Opata jutrzejsza miejscowa gadzinówka i tak pokaże zdjęcia działaczy na tle opackiej infuły i świętych obrazów. I o to chodziło. Duchowni nie żałują partiom (zwłaszcza rządzącym) wody święconej, kalkulując zapewne, że ta im nie zaszkodzi, a kropiącym może wszak pomóc… Przypomnieć tylko wypada, że sojusz Ołtarza z tronem (w tym wypadku mezalians plebana z chamem) kończy się zwykle reformacją...

powered by QuatroCMS