O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski, 2013 nr 7
Treść artykułu:

Obchody 74 rocznicy wybuchu II wojny światowej w Gminie Bodzentyn

 

1 września 2013 roku mija 74 Rocznica Wybuchu II Wojny Światowej. Władzę Gminy Bodzentyn na tą okoliczność organizują w tym dniu w Leśnej II Dzień Tradycji Ludowej. W ramach tego festynu zaplanowano występy zespołów ludowych, kabaret, tańce oberków, polek, oraz wiele innych atrakcji. Organizatorem jest Stowarzyszenie Gospodyń Wiejskich w Leśnej oraz Urząd Miasta i Gminy w Bodzentynie. Patronat objął Ojciec Chrzestny Gminy Bodzentyn Przewodniczący Rady Powiatu Józef Szczepańczyk.

Są rocznice, które my Polacy obchodzimy co roku. Do nich należy 1 września, rocznica wybuchu II wojny światowej, w której nasz kraj doświadczył ogromnych zniszczeń, a społeczeństwo poniosło niebotyczną ofiarę. Rocznica rozpoczęcia wielkiej i krwawej wojny, która przyniosła nie tylko ruiny, zgliszcza i niewole, ale i eksterminacje naszego narodu. Przyniosła bolesne rany, które do dziś jeszcze nie zabliźniły się.

Organizowanie w tak ważnym dniu dla Polaków harców oberkowych jest profanacją tego święta.

Panie Józefie Szczepańczyk jako ludowcowi zacytuje słowa rolnika , działacza ludowego, polityka, i trzykrotnego premiera Rzeczypospolitej Polskiej, którego tak bardzo cenicie i utożsamiacie się z nim w swoich programach i przy wszelkich okazjach ludowych.

,,Chłop zachował w najgorszych chwilach ziemię.

Religię i narodowość. Te trzy wartości dały podstawę

do stworzenia państwa”

Wincenty Witos

Tymczasem Pan organizuje wspólnie z Urzędem Gminy w tak ważnym dniu dla Polaków harce i swawole. Trzeba być całkowicie pozbawionym dobrego smaku i przyzwoitości, żeby w tym dniu dać igrzyska ludziom zamiast przypomnieć im zwłaszcza młodym bolesną historie z tego okresu. Na szczególną uwagę zasługuje v-ce burmistrz naszego Grodu Bodzentyna Pan Mariusz Kozera z wykształcenia historyk. Studia które Pan ukończył powinny Pana ugruntować  w temacie patriotyzmu. Tymczasem dzień 1 września  w pańskiej głowie stanowi  niewypełnioną lukę.

Mnie osobiście jest wstyd za taką władzę, za byłego posła i marszałka województwa. Ciśnie się na usta jedno zdanie, znane zdanie, wypowiedziane przez Józefa Piłsudskiego, jakie aktualne, a przecież wypowiedziane  przed II wojną światową.

,,Wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić”

 

 

Kazimierz Wilkosz

 

Rynek może się podobać… jak to kicz

 

Na facebooku euforia. Zrewitalizowany bodzentyński rynek eksploduje tęczowym światłem tryskających fontann. Nie można więc było nie jechać i nie zobaczyć. Rzeczywiście, odkrycie  rynku spod warstwy drzew podkreśliło bardziej miejski charakter Bodzentyna.  Oczywiście, w sensie przestrzennym, bo co do innych elementów „miejskości” można dyskutować… Władze uległy również naciskom mieszkańców i nasadziły po dwóch stronach rynku jakieś nowe niskopienne drzewa (biorąc pod uwagę wpływy  ekstowarzyszy sekretarzy w ratuszu, to będzie chyba jarzębina czerwona). One z kolei ożywiły trochę granitowo – latarnianą przestrzeń rynku. Niestety, miasto straciło w ten sposób swoją osobliwość. Nie pierwszy raz zresztą. Przed jego pożarem w 1917 r. było to również zupełnie inne miasto. Przed nasadzeniem drzew  pół wieku temu – również… Takie rewolucje w wyglądzie miasta zdarzały się więc i zdarzać się będą.  Czy na lepsze? Bodzentyn dołączył do całego szeregu miasteczek w podobny sposób zrewitalizowanych. Wystarczy wjechać do Ostrowca, Kraśnika, Chmielnika, aby zobaczyć taką samą nawierzchnię, latarnie, ławeczki, fontannę. Z turystycznego punktu widzenia rynek nie stanowi już szczególnej atrakcji. No, chyba, że w specjalnych gablotach obok św. Floriana eksponować się będzie żywe eksponaty „ojców odnowicieli” miasta – Marka Kraka i jego promotora Józefa Szczepańczyka. Przecież i tak nic nie robią nic szczególnego, a lubią pieniądze, więc dołożyć im jeszcze trochę i niech przynajmniej robią śmieszne miny do turystów. Gwarantuje tłok większy, niż przy fontannach…

Wracając jednak do granitu. Nieźle prezentuje się fragment rynku z kamieni przy figurze św. Floriana i ul. Krakowska (Licealna). Są to znaczące ślady dawnego historycznego Bodzentyna. Proszę wyobrazić sobie cały taki rynek z bardziej stylowymi latarniami… Wiem, ten jest „ładniejszy” (no, może nie aż tak, jak „przeprowadzona” przez jezdnię  kapliczka w Świętej Katarzynie), ale już bez atrakcyjności turystycznej. Na szczęście, nie odbudowano jeszcze zamku i nie przebudowano kościoła, więc turyści przyjadą.

Gusta się zmieniają i za ćwierć wieku rynek może znowu  okazać się zabytkiem?

O wiele poważniejszym problemem są koszty tej inwestycji. Całość kosztuje 9,5 mln. zł., z czego 4 mln. musi wyłożyć gmina. Zamknięto parę szkół, zwolniono nauczycieli, ale to może nie wystarczyć, zwłaszcza, że zwrot 5 mln. z unijnego programu Rozwoju Regionalnego nie jest wcale przesądzony… Podziwiając tedy kiczowatą fontannę, pochylmy czoła przed ludźmi, których dla zdobycia na nią pieniędzy albo zwolniono z pracy, albo ograniczono im o połowę pobory w szkołach… Wobec rażącej niesprawiedliwości nawet „kamienie potrafią wołać”, o czym przekonacie się panowie wkrótce…

Osobną wreszcie sprawą jest  odbiór inwestycji. Burmistrz Krak powołał 22 sierpnia  komisję i przezornie udał się na … urlop… W składzie komisji ani jednego prominenta, sami … „kamikadze”, czyli urzędnicy, których od biedy można rzucić na pożarcie wymagającej „europejskiej bestii”… Ot, przebiegły! 

Piotr Opozda

 

Triki prawne, a dobro dzieci

Jak już informowaliśmy, Rada Miejska w Bodzentynie przyjęła uchwałę o użyczeniu szkoły w Leśnej dotychczasowej dyrektorce - pani Annie Szafraniec. Wbrew decyzji Wojewody, za podstawę prawną tej decyzji przyjęto nadal ustawę o gospodarce nieruchomościami, a jednocześnie zwiększono okres użyczenia powyżej trzech lat, aby uzasadnić nadanie użyczeniu kontrasygnaty rady miejskiej. Ów trik prawny ma na celu z jednej strony zadowolenie wymogów prawa, a z drugiej nie przyznanie się do nadużycia przekroczenia uprawnień. Przypomnijmy bowiem, że prokuratura w Starachowicach prowadzi postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.  Czy ów prostacki wybieg prawny okaże się skuteczny? W każdym razie, mimo uzasadnionych wątpliwości i wbrew wcześniejszym zapowiedziom, dla dobra dzieci szkolnych w Leśnej  nie zamierzamy skarżyć obecnej uchwały, co stawiałoby pod znakiem zapytania dalsze istnienie szkoły w jakiejkolwiek postaci. To, że pani Anna Szafraniec okazała się nielojalna wobec współmieszkańców, o jej mocodawcach nie wspominając, nie oznacza, że nie dostrzegamy, że stawką w tej sprawie są dzieci szkolne. Będziemy się jednak bacznie przyglądać rodzinnemu biznesowi szkolnemu w Leśnej….

Piotr Opozda

 

Rocznica sierpniowych strajków

Mija właśnie kolejna rocznica sierpniowych strajków na Wybrzeżu. Bezpośrednią przyczyną buntu stoczniowców stało się zwolnienie z pracy Anny Walentynowicz. A dzisiaj?   Nie tylko zwalnia się z pracy niepokornych, ale likwiduje się szkoły w niepokornych środowiskach, nasyła się kontrole, oczernia. Skąd te niesławnej pamięci  metody u ludzi, którzy wyrośli z tej właśnie tradycji Sierpnia? Co takiego stało się po drodze, że ludzie pokroju Tuska, czy choćby tutejszego Kraka przeistoczyli się w zaprogramowanych ludzi władzy? Ale i społeczeństwo jakby inne… Na miejsce zwolnionych pracy od razu zgłaszają się zastępy chętnych, wykorzystujących „okazję”. Ci, którzy upodlili w ten sposób naród sami pozbawili się honoru i czci.

P.O.

 

Nie ciekawie tu się jakoś porobiło – kronika wakacyjna

 

Wakacje. Nudno jakoś i nieciekawie. PiS przegania PO, PSL idzie na wojnę z PO – normalka chociaż jakoś nieprzyjemnie się porobiło. W Sejmie spór o wołyńskie ludobójstwo, państwo trzeszczy w posadach, bida aż piszczy, rabin chce uciekać z Polski bo mu mięcho koszerne od gęby odejmują. Skandal – jak oni śmieli – antysemityzm w Sejmie – zgroza.

 Gawiedź jednak nie obchodzi czy Żyd będzie jadł koszer czy nie koszer. Gawiedź obchodzi czy ona ma co do garnka włożyć. A że coraz częściej niestety nie ma to trzeba zamiast chleba dać igrzyska. Skrobią się więc wójtowie i burmistrze wydobywają jakieś ostatnie grosze – zaoszczędzone na likwidacji szkół i wyprawiają dni gminne. Zapraszają jakieś lecące zespoły za 10 tysiaków i pijane kabarety aby wyprawić igrzyska.

Dni Pawłowa, dni Bodzentyna, dni Wąchocka itp. itd. Tysiące, miliony, miliony na co – na bzdury nikomu nic nie dające. Jednocześnie zaś zamyka się szkoły bo tak nakazuje rachunek ekonomiczny, sprowadza ryzykowne inwestycje „fermy wiatraczne”, z których gmina będzie miała tylko szum w uszach. Rewitalizuje się miejscowości – nie mylić z restauracją i tak psu na budę to wszystko. No może będzie i ładnie ale czy aby na pewno ładniej.

A właśnie – restauracja- kiedyś restaurowano czyli odnawiano, przywracano do stanu pierwotnego stare kamieniczki, ryneczki, obejścia – dziś się rewitalizuje bez jakichś koncepcji czy zastanowienia. Większość polskich miasteczek, typu Bodzentyn, Daleszyce to zabytki same w sobie. Ich powinno się restaurować a nie rewitalizować.

A tak na marginesie tych farm wiatracznych. Takie inwestycje są szkodliwe dla ludzi. Ja rozumiem stawiać na odludziu, czy na morzu ale w obrębie wsi. Po co to komu? Zamiast zachęcić miejscowych do inwestycji, stworzyć im ulgi to sprowadzają tylko nieszczęścia jakieś.  Ale to dla naszych włodarzy pestka. Co innego jakby to zagrażało lęgowi ptaszków lub ślimakom albo stawało na trasie pochodu mrówek. O to wtedy Unia Europejska  w swoim majestacie zakazała by takiej budowy. Ale człowiek – co tam, niech mu śmigła furkają.

Włodarz biznes do gminy ściągnął, zatrudnienie spadło o 0,0000001% i wsio w pariadkie. Wszystko podporządkowuje się tworzeniu miejsc pracy. Straty z tego są większe jak zyski.

Druga sprawa to spalarnie. Otóż na terenie gminy Pawłów ma powstać spalarnia odpadów. Niestety ten biznes też jest niebezpieczny dla człowieka. Spalarnia wypuszcza w powietrze dioksyny a te jak wszyscy chemicy wiedzą są silnie trujące. Istnieje bardzo prawdopodobne prawdopodobieństwo, że te dioksyny mogą zaszkodzić także władzy. No jakże zapyta ktoś? A tak, że dioksyna to pył i idzie niestety z wiatrem a jak wiatr będzie wiał z północy to władza dostanie swoją porcję dioksyn. I padnie władza razem z inwestycją.

Chyba że spalarnia w dni wiatrów wiejących z północy będzie wyłączana.

Należałoby postępować ostrożnie z tymi inwestycjami.

Trudno wytłumaczalne jest sprowadzanie inwestycji, które źle pachną lub dadzą wątpliwe efekty. W niektórych miastach o wysokim bezrobociu sprowadza się sklepy wielko sieciowe a likwiduje zakłady pracy. Nie pomyśli jeden z drugim, że aby kupować trzeba mieć za co? Tesco, Biedronka czy inny duży sklep to też miejsce pracy ale dla ilu osób? Są na to liczne przykłady okolicznych miast, że niestety takie „zakłady pracy” ani miastu ani mieszkańcom pieniędzy nie przysporzą. Dlatego trudno jest wytłumaczyć ciągoty włodarzy do tych inwestycji.

Jeśli rachunek ekonomiczny obowiązuje przy likwidacji szkół, to dlaczego nie obowiązuje przy sprowadzaniu takich inwestycji. Bardzo jestem ciekaw ile miasto zarabia na Tesco, biedronce czy innym takim sklepie. Może by jakiś radny jakiegoś miasta zapytał o to prezydenta, burmistrza czy inna władzę.

Czasami człowiek naiwnie zastanawia się dlaczego powstaje  ta inwestycja albo rozbudowują szkołę lub budują boisko w polu? Niestety nie ma w tym głębszego sensu dla obywatela ale już dla władzy jest. Niestety bardzo prozaiczna rzecz – jak się robi to się zarobi a czy to komu będzie służyć to już inna sprawa.

Podobna sprawa jest z wyborami – praktycznie każdymi. Czy na stanowiska z konkursu dostają się najlepsi i najwybitniejsi?. Niestety nie, dlatego jest odpowiedź na pytanie, dlaczego w Polsce butwieją elity i jest coraz gorzej? Jeżeli na stanowiska wybierani są ludzie, którzy niczym się nie wyróżnili i nie zasłużyli to będzie nijako, bezwiednie ale posłusznie. Taki nieudacznik, który zawdzięcza swoje stanowisko koneksjom, będzie posłuszny, bo wie dlaczego został wywyższony. Niestety jedna zasadnicza sprawa. Tacy wywyższeńcy zwykle spadają z hukiem.

Jeżeli w naszych warunkach mówi się lub pisze, że „wybierano” to tu raczej w znaczeniu pejoratywnym. Kiedyś osadzano, przywożono w teczkach lub mianowano. Jak zwał tak zwał ale takiej paranoi jak dzieje się dziś to jeszcze nie było.

W gminie Pawłów odbyły się konkursy na dyrektorów dwóch gimnazjów. Konkurs jak sama nazwa wskazuje powinien przebiegać w ten sposób, że komisja wybiera najlepszego. Jeśli się tak nie dzieje to znaczy, że nazwa konkurs tu nie pasuje. W każdym razie w dwóch pawłowskich gimnazjach doszło do konkursu w wyniku, których pozbyto się przyzwoitych dyrektorów a wybrano no właśnie? – reszta jest milczeniem. Będziemy się przypatrywać tym rządom. Zasadniczo nic dziwnego, że nauczyciel został dyrektorem bo to zwykle tak się dzieje – awans. Tu nastąpił wyraźny kop w górę. Doświadczenie dzisiejszych czasów niestety wskazuje, że w każdym wypadku kończy się to tragicznie dla kopniętego.

Wojciech Kalisz

 

O cudownym źródełku Kraka i ryzykownych latarniach…

 

Na rewitalizowanym bodzentyńskim rynku wytrysnęła woda! Mityczna już prawie, od lat zapowiadana fontanna – działa! Można przemyć zdumione oczy, wymoczyć zdrożone nogi, załagodzić kaca, wytrzeźwieć. W pierwszych dniach wytrysku na rynek podążały pielgrzymki ciekawych i zafascynowanych.  Sam zaś sprawca tego  wyczynu  wraz z urzędnikami czci ów sukces, biesiadując w  Zakopanem. Po rewitalizacji czas bowiem na reintegrację, bo wybory tuż, tuż.  Pośród  podziwiających fontannę przechadza się wpływowa urzędniczka i sonduje opinie mieszczaństwa na temat burmistrza: „Dobry i skuteczny z niego pan, miastu przywrócił właściwy wygląd i blask”. „A tuż obok – odpowiada ktoś nieprzekonany – chłopi wiadrami opróżniają szamba, bo po ostatnich podwyżkach nie stać ich na odprowadzanie  g…na do oczyszczalni, a o kanalizacji każą im zapomnieć”

Rzeczywiście, władza traktuje swoich poddanych jak łatwą kobietę… Przed wyborami poi tzw.  winem, albo kupuje odpustowy pierścionek (fontannę)…

Obok sztucznego źródełka, drugim widocznym elementem odnowionego rynku są latarnie. Dużo latarni. Można je spotkać w każdym miasteczku i co ambitniejszej wiosce w Polsce. Ktoś ich widocznie sporo naprodukował… A tak na marginesie: stawianie przez władze latarń w nadmiarze jest cokolwiek lekkomyślne. Od paru wieków bowiem lud obrał je sobie jako miejsca wymierzania dziejowej sprawiedliwości… Te współczesne w sensie technicznym nieźle nadają się do takiej funkcji... Miejmy wszakże nadzieję, że lud także w przyszłości zadowoli się grillowaniem kiełbasek i skrzydełek i nie sięgnie po hajdamacku po Platformersko – PSL – owski boczek.

P.O.

 

Żniwa i zasłużone urlopy

Zboże tanieje na potęgę (np.  pszenica dwukrotnie)  tymczasem chleb w naszych sklepach ani trochę…  Wręcz przeciwnie, jest coraz droższy. Wszystko przez pośredników, często hochsztaplerów powiązanych z PSL, którzy narzucają ogromne marże. A polskiemu rolnikowi nawet nie starcza na pokrycie kosztów produkcji zboża. 700 tysięcy gospodarstw może upaść! Co na to minister rolnictwa Stanisław Kalemba  z PSL i tutejsi „obrońcy chłopów” z Jarubasem, Szczepańczykiem i pomniejszymi działaczami „chłopskiej” partii?  Nic! Urlopują, konsumując pieniądze, ciężko zarobione w służbie chłopom.

P.O.

 

Sąd sądem…

 

Bohaterem dzisiejszej rozprawy sądowej w starachowickim sądzie rejonowym był wiceburmistrz M. Kozera. Przypomnijmy, chodzi o przywrócenie do pracy Marka L., zwolnionego przez dyrektora Szkoły Podstawowej w Psarach Przemysława  Miernika, oczywiście w ramach akcji  burmistrza Kraka wyeliminowania z Bodzentyna „Solidarności”. Obserwując dzisiaj  zachowanie p. Miernika, poczyniłem pewne spostrzeżenie. Otóż mając obok siebie władzę, był pewny siebie, emanował spokojem i radością. Podobnie zachowywał się na ostatniej sesji rady miejskiej burmistrz Krak, mając obok siebie J. Szczepańczyka.  Typowa mentalność niewolnicza. Są ludzie, którzy muszą mieć pana, a jednocześnie sami starają się wykazać swoją wyższość wobec innych, stworzyć sobie niewolników, jeśli nie w pracy, to przynajmniej w domu…

Wracając jednak do sprawy. Burmistrz Kozera wystąpił jako świadek. Miał oceniać pracę zwolnionego pracownika (sąd jednak do tego nie dopuścił) i wykazywać zasadność jego zwolnienia z pracy w ogóle. Powód zawsze ten sam: brak pieniędzy. Oczywisty nonsens, bowiem nawet  jeśli uda się  zabieg zwolnienia z pracy Marka L., natychmiast przyjęty zostanie nowy pracownik, ale już posłuszny. A co powiedzieć o systematycznie zatrudnianych urzędnikach, o premiach dla włodarzy, zakupie nowego samochodu do celów prywatno - służbowych, o fontannach, spartaczonych inwestycjach, wojażach „służbowych” ? Ile to wszystko kosztuje?

Burmistrz Kozera pobił rekord głupoty i śmieszności, broniąc arkusza organizacyjnego pracy szkoły w Psarach, przewidującego 1 godzinę informatyki dla grupy 32 uczniów przy 12 komputerach… Otóż stwierdził, że dyrektor Miernik będzie douczał za …darmo  (wcześniej mieli to douczanie prowadzić również za darmo nauczyciele). Ciekawe, czy sam to wymyślił, czy z radcą prawnym urzędu? Zamierzamy w zgodzie z kodeksem pracy upomnieć się o prawa pracownicze wykorzystywanego p. Miernika. Cóż, czasem trzeba bronić ludzi nawet wbrew nim samym… Oczywiście, kieleckie kuratorium na interwencję tutejszej „Solidarności” już wyraziło swoje (prawne) stanowisko w tej sprawie, uznając sytuacje za niedopuszczalną.   Następny humorystyczny epizod z zachowania p. Kozery dotyczył próby zatrudnienia na stanowisku specjalisty  W-F nauczyciela bez przygotowania. Stwierdził oto, że wystąpi do kuratorium o dyspensę i spodziewa się ją otrzymać… Wygląda to mniej więcej tak: zwalnia się nauczyciela W-F, a potem prosi się  kuratorium o zgodę na nauczanie tego przedmiotu przez nauczyciela bez przygotowania, a to z braku specjalisty… Sędzia nie starała się nawet ukrywać  zażenowania  i irytacji.

Jaki morał? W ostatniej relacji łudziłem się, że p. Kozera zorientuje się, że zagalopował się w niechęci wobec  oponenta i wycofa z tego całego żałosnego przedstawienia. Nie, to już zupełnie inni ludzie, kierujący się swoim środowiskowym kodeksem. Z nimi nie da się już rozmawiać, po dwudziestu latach pobytu przy wypaczonej władzy  ich trzeba społecznie reedukować.

Piotr Opozda

 

Wykluczani…

List do redakcji

Jestem emerytowaną nauczycielką biologii miejscowego liceum. Tak się złożyło, że na skutek „życzliwości” władz oświatowych  i tragedii osobistych straciłam zdrowie i stałam się osobą niepełnosprawną  w stopniu znacznym. Z publikatorów dowiedziałam się, że na terenie województwa świętokrzyskiego jest wdrażany program unijny przeciwdziałający tzw. wykluczeniu cyfrowemu osób niepełnosprawnych. Prościej mówiąc, chodzi o pomoc osobom niepełnosprawnym w zakupie komputera i dostępie do Internetu.  Przez dwa dni próbowałam skontaktować się z burmistrzem, który ciągle był nieuchwytny. Skontaktowałam się więc z sekretarzem urzędu – p. Adelą Gołębiowską – Kołodziejczyk i zapytałam dlaczego w naszej gminie program ten nie jest realizowany, a inne gminy, choćby sąsiednie, wdrażają go. Pani sekretarz w mglisty i pokrętny sposób usiłowała mi wyjaśniać, że gmina Bodzentyn nie posiada na ten cel  środków budżetowych. Próbowałam podjąć dyskusję,  argumentując, że pieniądze nas – podatników marnotrawione są i wykorzystywane wbrew interesowi społecznemu, choćby na rozbuchaną administrację, lekkomyślne inwestycje, a wobec osób niepełnosprawnych jest to gmina nieprzyjazna. W odpowiedzi usłyszałam, że jestem wiecznie niezadowoloną, zaś władze gminne przez osobę wykształconą z naszej opcji są obdarzane epitetami typu: „liliputy”, „matoły”, „motłoch”, a przecież osoba wykształcona powinna kształtować świadomość ludzi. Nadmieniłam, że to przecież obecne władze gminy podzieliły jej społeczność na „nadludzi” i „podludzi”. Ci pierwsi maja dostęp do pracy, umarza im się podatki, są faworyzowani w dostępie do informacji i programów unijnych, a ci drudzy maja tylko „przywilej” płacenia podatków i obowiązek siedzenia cicho. Arogancja władzy sięga jednak niespotykanych wcześniej  rozmiarów, dlatego większość jest zdeterminowana w żądaniu zmian władzy. „Nie powinnaś mnie pouczać” skwitowała rozmowę pani sekretarz  Gołębiowska. Tak się złożyło, ze z p. Adelą chodziłyśmy do jednego liceum – Słowackiego w Skarżysku, które z wielkimi problemami i z moją koleżeńską pomocą jakoś „utłukła”, podobnie jak zaoczne studia rolnicze. Zawsze miała jednak dobry węch, wiedząc jak się ustawić, z kim trzymać. Stanowisko sekretarza zawdzięcza intensywnej aktywności męża w dniu wyborów, dowożącego ludzi do lokalu wyborczego. A teraz arogancko napomina innych, robiąc minę sprawiedliwej. Cóż, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia…

Zapytałam też panią sekretarz, czy byłaby zadowolona, gdyby przyszedł do urzędu petent, który jest złodziejem, wyzwał ja od grubych p…, k…, kazał sp…., potem trzasnął drzwiami i odgrażał się. Czy rozmawiałaby p. sekretarz z pijanym petentem? Bo tak oto właśnie postępowały ze mną opiekunki posyłane do mnie przez MOPS. Jedna z nich czuje się bezkarna, bo jest spokrewniona z pracownikiem ośrodka.

Skoro tak mają być traktowane osoby niepełnosprawne, wymagające szczególnej troski, to proponuję, aby tutejsze wzgórze zamkowe  potraktować jako górę Olimp i zrzucać z niej osoby wykluczone społecznie, sponiewierane przez życie, niewygodne  już dla miejscowej władzy. Powstanie wówczas elyta szczęśliwców, bogaczy, cwaniaków i złodziei, ludzi wytartego czoła, wazeliniarzy i nieudaczników, którzy naszą mała ojczyznę doprowadzili na skraj przepaści.

Alicja Jarosińska

powered by QuatroCMS