O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski,2017,nr 1
Treść artykułu:

NSA rozstrzygnął o sposobie odwołania samorządowców

(09.02.2017)

Wielu samorządowców (w tym burmistrz Bodzentyna) naruszyli kodeks wyborczy łącząc mandat w samorządzie z posadą w administracji rządowej bądź w spółce. Państwowa Komisja Wyborcza uznała, ze to  w jej kompetencjach leży wygaszanie bezprawnie wykonywanych mandatów i pozbawiła urzędów kilku świętokrzyskich włodarzy (z burmistrzem Skibą włącznie). Sąd Administracyjny w Kielcach uznał jednak, że o ile sprawa dotyczy samorządowców z już  wykonywanym mandatem, to obowiązek jego wygaszenia  spoczywa na radzie gminy, a jeśli ta odmówi – wojewodzie. Inaczej mówiąc, Skiba nie powinien był otrzymać mandatu burmistrza nie rozwiązawszy umowy w Parku Narodowym, ale skoro otrzymał, to już tylko Rada Miejska może mu go odebrać..  Kuriozalna sytuacja, ale w skrócie tak się przedstawia. Komisarz wyborczy złożył kasację do Naczelnego Sądu Administracyjnego od wyroku WSA w Kielcach, ale orzeczeniem  z dnia 7 lutego br. NSA przyznał rację sądowi niższej instancji, oddalając kasację komisarza.

W związku z powyższym los Skiby zależy teraz od decyzji Rady Miejskiej, która najpewniej jeszcze w lutym odmówi wygaszenia mandatu swojemu pryncypałowi. Po takiej odmowie wkroczyć musi wojewoda i zarządzeniem zastępczym zrobić to, czego odmówiła rada – odwołać burmistrza Skibę. Temu z kolei przysługuje prawo odwołania do sądu administracyjnego, włącznie z kasacją. Sprawa potrwa kilka miesięcy i może skończyć się powołaniem komisarza, bowiem w ostatnim roku przedwyborczym nie organizuje się przedterminowych wyborów. Chyba, że Skiba zdecyduje się na wcześniejsze wybory i poleci radnym swoje wygaszenie…(zawsze wtedy można się wytłumaczyć z braku wypełnienia obietnic wyborczych – „nie pozwolili mi”, a za rok takiego tłumaczenia już nie będzie).

P.O.

Nie orze, a żniwuje.…

(12.02.2017)

W programie komitetu wyborczego Dariusza Skiby i s-ki zarzucano (słusznie) poprzednikowi rozpasanie biurokracji i obiecywano tańszy urząd. Bodzentyn według rankingów był bowiem w czołówce  najdroższych gmin wiejsko – miejskich…  Co zrobił burmistrz Skiba ze swoją sztandarową obietnicą wyborczą? Ano, niech przemówią liczby.

W ostatnim roku urzędowania burmistrza Kraka, w 2014 r.,   urzędnicy kosztowali nas 2,9 mln. zł. z tytułu umów o pracę i 370 tys. zł. z tytułu tzw. umów „śmieciowych”, czyli w sumie 3 mln. 270 tys. zł.

W pierwszym roku urzędowania Skiby, w 2015 r. , z tytułu umów o pracę wypłacaliśmy już 3,26 mln. zł., a z tytułu „śmieciówek” – 478 tys. zł. (w sumie 3, 7 mln. zł.)

No i wreszcie tylko za 10 miesięcy poprzedniego, 2016 r. gmina Bodzentyn wydała na utrzymanie biurokracji 2,9 mln. zł. z tytułu umów o pracę (za cały więc rok ok. 3,4 mln. zł.) i umów zlecenie – 388 tys. zł. (czyli za okrągły rok ok. 470 tys. zł.) 

W świetle powyższych liczb uchodzący za „rozpustnego” burmistrz Krak jawi się na tle swojego następcy niemalże jako asceta. Strach pomyśleć, czym się ta karuzela skończy, czy koniec w końcu udźwigniemy tę urzędniczą machinę. Przypomnijmy jeszcze, że czołowi nowi urzędnicy i tzw. menedżerowie zostali do nas ściągnięci z zewnątrz w ramach ograniczania bezrobocia w sąsiednich gminach. Sąsiedzi żartują już sobie z Bodzentyna, porównując liczbę zatrudnionych w urzędach. Zdaniem wiceburmistrza Jarosińskiego, ów wzrost wydatków na administrację należy wiązać z dodatkami za wysługę lat … No cóż analiza statystyczna  godna menedżera od oświaty.

Skoro o menedżerach mowa, to w tymże 2016 r.  roku w Bodzentynie pojawia się również nowa forma zatrudnienia – kontrakt menedżerski,  który tylko w październiku kosztował nas  ok. 10 tys. zł.  Na kontrakcie takim zatrudniony był były prezes spółki wodociągowo – kanalizacyjnej i jego następca. No cóż, Bodzentyn nie gorszy od Warszawy, więc dlaczego nie może pozwolić sobie na wynajem menedżerów? Za spodziewane efekty z pewnością pochwalimy (jeśli zdążymy przed Ziobrą…).

Piotr Opozda

 

Szkoła z wartościami

 (24.01.2017)

        Szkoła Podstawowa w Śniadce znajduje się w otoczonej malowniczymi krajobrazami gminie Bodzentyn w województwie świętokrzyskim. W tym spokojnym, mało znanym zakątku pełni ona ważną funkcję, nie tylko placówki oświatowej, ale również lokalnego ośrodka kultury. Organem prowadzącym tę placówkę od 2005 roku jest „Stowarzyszenie Na Rzecz Rozwoju Wsi Śniadka”, które jak sama nazwa głosi, swą działalnością Statutową promuje środowisko lokalne, przyczyniając się jednocześnie do rozwoju szkoły, jak i całej miejscowości.

      W pierwszych trzech latach działalności szkoły, Stowarzyszenie prowadziło tylko klasy IV-VI, zaś od 2013 oddziały I-VI wraz z oddziałem przedszkolnym. Dzięki temu, że w szkole uczy się około 40 uczniów, nauczyciele mogą poznać każdego ucznia i mieć do niego indywidualne podejście, co niezwykle sprzyja procesowi nauczania i kształtowania osobowości u dzieci. Dzieci uczą się w kilkuosobowych zespołach klasowych, co sprawia, że atmosfera na lekcjach jest przyjazna, a nauczycielowi jest łatwo służyć pomocą, gdyż szybko odnotowuje wszelkie problemy u swoich podopiecznych. Już od najmłodszych lat mają oni styczność z językiem angielskim i są pod opieką logopedy. Takie warunki uczą dzieci szacunku i partnerstwa, czują się one wspierane, a co za tym idzie zmotywowane do zdobywania wiedzy i rozwijania talentów. Potwierdzeniem tego są wysokie wyniki ze Sprawdzianu Szóstoklasisty. W roku szkolnym 2015/2016 nasi uczniowie, uplasowali się na 1 miejsce w gminie Bodzentyn. Oczywiście chlubą są też dzieci z młodszych klas, aktywnie reprezentujący szkołę w konkursach przedmiotowych oraz  zawodach sportowych różnych szczebli.

         Duże znaczenie ma też doposażanie placówki w pomoce edukacyjne z czego Zarząd Stowarzyszenia zdaje sobie doskonale sprawę, rozszerzając bazę dydaktyczną o nowy sprzęt. Dzięki sali komputerowej i tablicy interaktywnej wychowankowie placówki mają zapewnione interesujące, urozmaicone lekcje. Dzieci spoza szkoły mogą uczęszczać na różne warsztaty w trakcie trwanie ferii i wakacji letnich. Natomiast sala gimnastyczna jest nie tylko miejscem prowadzenia zajęć wychowania fizycznego, ale również salą treningową dla miejscowej grupy z klubu Karate Kyokushin, która odnosi wiele sukcesów w swojej dziedzinie. Trzon klubu stanowią uczniowie i absolwenci naszej szkoły. Swoją sprawność fizyczną mieszkańcy mogą rozwijać też na nowopowstałej zewnętrznej siłowni, która jest dostępna dla każdego niezależnie od pory dnia, dzięki czemu przyciąga duże grupy chętnych do ćwiczeń.  Duże zainteresowanie budzi również stół bilardowy, który jest dostępny za darmo dla chętnych graczy w każdym wieku, a jak wiadomo bilard to sport dla dżentelmenów, więc uczy cierpliwości, precyzji i opanowania. Te wartości można obserwować w codziennych kontaktach. Młodzież jest bardzo kulturalna i nie stwarza większych problemów, za to bardzo chętnie angażuje się w liczne  sportowe współzawodnictwo w powyższych dyscyplinach, jak również w piłce nożnej i siatkówki – na boisku szkolnym.

      Plac szkolny oferuje również atrakcje dla najmłodszych. Plac zabaw bogato wyposażony, jest lokalną atrakcją dla naszych dzieci – również i gości.

       Dla tych, którzy preferują wysiłek umysłowy przewidziane są dyżury w bibliotece nawet w wakacje – wypożyczane książki czytane są przez młodzież i dorosłych. Nie może być inaczej skoro jest to jedyna biblioteka w sołectwie Śniadka. Posiada ona dosyć bogaty zbiór zarówno starych, jak i nowych pozycji książkowych .

Stowarzyszenie jak i sami nauczyciele są organizatorami licznych wycieczek szkolnych, których zadaniem jest wzbudzenie w dzieciach ciekawość świata.

        Działalność szkoły, jak już wspomniano, nie ogranicza się tylko do funkcji edukacyjnej. Dbamy również o „zagospodarowa-nie” czasu dla starszych mieszkańców. Organizowane są liczne festyny, występy zespołów ludowych, imprezy okolicznościowe (np. ,,Ostatki”). W szkole odbywają się również spotkania lokalnych samorządowców (np. sesje rady gminny, różne spotkania przedstawicieli władzy z mieszkańcami).

       Tak więc o wyjątkowości tej placówki świadczą czyny i atmosfera. Jednak dla samych mieszkańców jest niejednokrotnie sentymentalnym powrotem do przeszłości. Bo to właśnie w tym miejscu kształciły się często całe pokolenia lokalnych rodzin. W szkole wybudowanej przez naszych pradziadków zostało tak wiele wspomnień, a jeszcze wiele wspomnień pozostanie tam stworzonych. To tam pierwsze pochwalne słowa z ust nauczycieli budowały w dzieciach pierwsze ambicje, to w tym miejscu zaczynało się kształtować świadomość samego siebie. Wielu absolwentów tej szkoły osiągnęło w życiu mnóstwo satysfakcji piastując liczne funkcje w sferach naukowych i politycznych.

Staramy się również jako „Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wsi Śniadka”, zaszczepiać w dzieciach i młodzieży pęd do realizacji własnych marzeń, udowodniając że małe miejscowości mogą zdziałać wielkie rzeczy. A to można osiągnąć już w wieku  przedszkolnym, ponieważ przedszkole to tak naprawdę pierwsze i bardzo istotne ogniwo w procesie wychowawczym i edukacyjnym. Trzylatek przekraczając po raz pierwszy próg placówki przedszkolnej, rozpoczyna tak naprawdę nowy etap w swoim życiu.

       Dodać należy, że w placówce oświatowej w Śniadce od roku szkolnego 2016/2017 funkcjonuje oddział przedszkolny, do którego chodzą maluszki: 3- i 4-latki. O miejsce w przedszkolu mogą ubiegać się rodzice, tych dzieci, które skończyły dwa i pół roku. Nabór do tej grupy przedszkolnej jest wciąż otwarty, a rekrutacja prowadzona jest na bieżąco.               

      K. Grzejszczyk, Prezes Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Wsi Śniadka

 

Historia pewnego donosu…

Urodziłem się 29 września 1926 r. we Wzdole Starej Wsi , a to znaczy, ze przeżyłem już ponad 90 lat. Parafia wzdolska miała bogate tradycje społecznikowskie, istniały tu liczne organizacje, ludzie angażowali się w sprawy publiczne, zarówno na rzecz miejscowego Kościoła i swojej wsi, jak też w sprawy bardziej polityczne. Ja - 3 maja 1935 r. wstąpiłem do harcerstwa i w tym samym dniu zostałem również ministrantem – służyłem przy Ołtarzu przez 20 lat, czyli do 1955 r. 3 Maja 1945 r. zostałem również strażakiem OSP we Wzdole. No a 3 maja 1960 r. zostałem myśliwym i kolejarzem… Pracowałem jako zwrotniczy w Skarżysku Kamiennej do 1980 r., można więc powiedzieć, że świąteczny dzień 3 maja jest w moim życiu dniem szczególnym.

W latach 1942 – 1943 uczęszczałem do szkoły rolniczej, a jednocześnie zacząłem już pracę w mleczarni we Wzdole, gdzie przepracowałem do końca 1944 r. Z tego okresu zachowałem nawet tzw. Ausweis (niemiecki dokument tożsamości), wystawiony w 1942 r. na dwa lata.

W okresie powojennym wielu mieszkańców Ziemi Świętokrzyskiej podzieliło los całego naszego narodu, powtórnie zniewolonego, padając ofiarą prześladowań. W roku 1950 przez pewien czas w Bodzentynie, obok milicji, stacjonowali również UB-owcy, tropiąc ludzi, którzy należeli do partyzantki. Któregoś dnia w sile ok. 20 ludzi zajechali również do Wzdołu. Bili ludzi, żądając wskazania miejsc ukrywania broni. Józek Latała był bity w masce gazowej, omal się nie udusił. Na Rządowym bili Jasia Jędrzejczyka, co później ciężko i długo odchorował. Z Bodzentyna pojechali później do Suchedniowa tropić Skrobota, partyzanta od Wybranieckich.

Wraz ze szwagrem Gutkiem my również zostaliśmy przeskarżeni na okoliczność posiadania broni.  ORMO - wiec Gienek Osuch, zaledwie 18 – letni chłopak, doniósł im, że w Wielki Piątek 1950 r. czyściliśmy w stodole broń. No i w sobotę przed Wielkanocą przyjechali do nas na rewizję. Gienek Osuch, już w mundurze, również był z UB - owcami na rewizji. Przyjechało ich piętnastu. Rewizja była bardzo dokładna. Ponieważ  stodoła kryta była słomą, więc po 3 – krotnym przeszukaniu, żołnierzom krew z okaleczonych strzechą rąk kapała… Nic nie znaleźli. Pierwsze bicie przeżyłem już w stodole, na podłodze. Lężącego kopali butami, a potem skakali po mnie. 3 żebra z lewej strony nie wytrzymały. Potem jeden pomagał sobie kijem, jaki znalazł na bojowisku w stodole. Na szczęście bił po pośladkach, żebra i głowę oszczędzał. Byłem przekonany, że żywy z tej opresji nie wyjdę. W dodatku znaleźli czapkę harcerską, która im bardzo źle się kojarzyła. Miałem starszego brata Józefa, jego też batami uderzali, ale chyba mniej, a szwagra prawie oszczędzili. Zabrano nas ze szwagrem Gutkiem do Suchedniowa. Droga wiodła przez Wzdół Rządowy i Michniów. Na miejscu zaprowadzono nas na strych, ale zamknięto oddzielnie. Szparą w podłodze obserwowałem, co wyczyniali z więźniami niżej. Wiązali ręce przy nogach, wieszali na haku i bili gumami, zwłaszcza pod nogi. Później prasowali gorącym żelazkiem albo kazali biegać po podłodze ze związanymi rękami i nogami… W drugiej turze palce kładli między drzwi – krew tryskała. Patrząc na to wszystko, bałem się okropnie, ale dzięki Bogu to najgorsze ominęło nas. Nie do opowiedzenia, nawet trudno to po latach przekazać, zwłaszcza te krzyki męczonych ludzi. To byli ludzie z Psar. Pierwsze bicie było przy krzesełku – jeden trzymał mnie, drugi krzesełko, a dwóch biło. Robili to od prawej strony, bo było im wygodniej. To pierwsze po9dejście było bardzo bolesne, przewracałem się z krzesełkiem do góry nogami. Prosiłem tego UB – owca, żeby mnie nie bił, mówiąc mu, że nie jestem nic winien, całowałem go po rękach,  prosząc o litość. Nic to nie dało, rąbnął mnie w twarz kolbą i powybijał zęby. Straciłem ducha i byłem przekonany, że mnie na żywca zabiją. Z prawej strony otrzymałem przechodem gdzieś ze trzydzieści batów, a z lewej, jako że było mu chyba niewygodnie – tylko ok. 10.

Wreszcie słyszę na korytarzu kroki. Posadzili mnie na krześle, wszedł porucznik. Spytał mnie, czego tak krzyczałem, a ja mu na to, że biją mnie niewinnie. Zapytał, który bił, a ja zamiast pokazać skrętem głowy, wskazałem lewą ręką na tego UB - owca, którego tak bezskutecznie prosiłem o litość. Dobrze, że zdążyłem uciec z ręką, bo by była przetrącona, tak mocno się zamachnął ten, którego wskazałem. Trafił więc między swoje nogi i padł do tyłu jakby mu ktoś strzelił w głowę. Pomyślałem sobie w duchu: „Bolało cię, boś się sam uderzył, a ja tak cię prosiłem i zapewniałem, ze jestem niewinny”. Przybiegło sześciu UB - owców i zabrali go, a porucznik przestrzegł mnie, że jakbym kiedyś o tym wydarzeniu napomknął, „to z więzienia nie wyjdziecie”.

Później bili jeszcze raz, mówiąc mi, że muszę się przyznać. Było ich sześciu, trzymali za głowę i nogi i bili kijami, tyle, że już tylko w pośladki. Przechodem otrzymałem kilkadziesiąt razów. W trakcie okazało się, że ten, który na mnie naskarżył, Gienek Osuch, ukradł pienądze podczas wymiany. Porucznik pyta mi się, czy podam rękę temu, który mi żebra połamał? Ja mu na to, że tak (wolałem nie ryzykować), chociaż jestem niewinny. Przyznał, że oskarżenie było fałszywe, żem niewinnie cierpiał, że szwagier był oszczędzony, a ja jako kawaler musiałem wziąć badanie na siebie. No cóż, z pomocą Bożą jakoś wytrwałem do końca. Na odchodne zaproponowali współpracę, obiecując, że otrzymam na swoje potrzeby broń krótką. Widać zdałem u nich egzamin… Oczywiście podziękowałem. Doszło później do mnie, że 15 z dwudziestu UB – owców, którzy mnie bili, zginęło zaraz w starciu z partyzantami. Ci, którzy przeżyli, zostali  rozproszeni, ich bandycka grupa przestała istnieć. Ten, który mi zebra połamał przez 3 lata robił za kata, miał z lewej strony twarzy bardzo wyraźną bliznę. Powiesili go potem w lesie pod Radomiem, gdzie zamieszkał. Los pozostałych był pewnie podobny, marnie żyli, marnie skończyli. A ja, przekonany wtedy o rychłym końcu, z pomocą Boską przeżyłem i nadal cieszę się każdym dniem.

Stanisław Kostka Przeorski, Wzdół, 3 maja 2015

Opr. Piotr Opozda

 

Mandat radnego – to poważne zobowiązanie

 

Zgodnie ze swoimi deklaracjami chciałbym odnieść się do dotychczasowej pracy na rzecz samorządu i oczywiście skrótowo (bu nie zanudzać) przedstawić dotychczasowy dorobek Rady Miejskiej i organu wykonawczego. Stając do wyborów przyświecała mi idea służenia lokalnemu środowisku. Snułem plany konkretne i realne, np. wybudowanie na lokalnym podwórku biogazowni na biomasę, by miejscowi rolnicy mięli możliwość zbytu odpadów i pozostałości z produkcji rolnej. W sprawach istotnych dla terenów Św. Katarzyny i Wilkowa, mianowicie turystyki -  podniesienia jej jakości i konkurencyjności. Niestety, plany te stają się jedynie dalekosiężnym projektem. Pytanie: dlaczego?

Muszę wrócić tu do okresu przedwyborczego, kiedy to jak wielu wyborców oczekujących  zmian w gminie, promowałem kandydata D. Skibę na Burmistrza Bodzentyna. Wielokrotnie rozmawialiśmy na temat planów podniesienia jakości pracy w Urzędzie Gminy oraz wspomnianych już projektów inwestycyjnych. Wydawało mi się, że zrozumienie jakim D. Skiba darzył moje plany wyborcze, przynajmniej w części zostaną zrealizowane.

Niestety, zaraz po wyborach okazało się, że owe plany były jedynie moją wizją, tylko moją. Drogi nasze zaczęły się rozmijać, realizacja wielkich planów zmian, w tym i koncepcje inwestycyjne, zastąpione zostały populistycznymi hasłami, na które niestety dałem się złapać. Wydaje się, że dotychczasowe moje doświadczenie samorządowca i znajomość charakterów ludzkich stały się jedynie teorią. Z dzisiejszej perspektywy hasło o służbie i pomaganiu ludziom, którymi karmiono również i kandydatów z otoczenia Burmistrza Skiby, to jedynie nic nie znaczące frazesy. Wracając do rzeczy, okazało się że moje odmienne zdanie (które ma prawo mieć każdy z nas) było pretekstem do pozbawienia  mnie  funkcji członka Rady Programowej Służby Zdrowia. Dodać należy w tym miejscu, że przyczynkiem do tej decyzji była moja nadmierna ciekawość nt. działań dyrektora samorządowej służby zdrowia, gospodarowania pieniędzmi i ruchów kadrowych w ośrodku. Trudne pytania, które zadawałem również                        w kwestii uzasadnionych wydatków (niepotrzebnych wg mnie) na dodatkowe gaże dla zatrudnionego przez Gminę menadżera w ośrodku zdrowia, stały się już bezpośrednim zarzewiem konfliktu z Burmistrzem, Przewodniczącym Rady W. Kózką, jak również środowiskiem skupionym wokół władz, włącznie z większością radnych. To było m.in. powodem Mojek rezygnacji z funkcji przewodniczącego Komisji Rolnictwa. Ostracyzm jaki wobec mnie zastosowano trwa nadal, jednak nie spowolniło to moich zabiegów do uzyskiwania informacji o działaniach obecnej władzy i kontrolowania jej z pozycji radnego. Próba marginalizowania mojego głosu w sprawach tworzenia lokalnego prawa jak i założeń w kształtowaniu lokalnej gospodarki służącej interesowi społeczeństwa, staje się jednak faktem. Podobne działania, dezawuujące mnie, niejednokrotnie szkalujące moje imię podjęto wobec innych tzw. niewygodnych radnych.

Uważam, że wybrany przez ogół mieszkańców Św. Katarzyny i Wilkowa stoję na straży interesu lokalnej społeczności, nie mogę z czystym sumieniem godzić się na arogancję, butę i co najważniejsze, zerwanie z wcześniej przyjętą zasadą wykonywania swoich obowiązków dla dobra mieszkańców. Nie reprezentuję Burmistrza, którego wcześniej stawiałem za wzór zmian na lepsze w gminie. Tak było za poprzedniej kadencji, tak będzie i teraz. Nie może być tak, że w kraju jedna grupa interesu zmieni drugą, tym bardziej taka, która zaczęła zarządzanie od zatrudniania swojaków z układu politycznego.

            Ponieważ Burmistrz Skiba nie dotrzymał zobowiązań w stosunku do mnie, a tym samym moich wyborców, muszę w tym miejscu przeprosić ich. Dalej jednak będę starał się wywiązywać ze swoich obowiązków radnego, służąc lokalnej społeczności uczciwą pracą.

Józef Kołomański

 

 

Szczodra dłoń Rady ….?

           

W uchwale Rady Miejskiej Bodzentyna z dnia 29 grudnia 2016 r. w sprawie zmian w budżecie, w §4 zapisano: „Nadwyżkę budżetu gminy w wysokości 16.000,00 zł z przeznaczeniem na... umorzenie udzielonej pożyczki w kwocie 16.000,00 zł. Dodać należy, że szczęśliwcem tym okazało się Stowarzyszenie Łysica Sabat  z Wilkowa, które w ramach projektu - Bodzentyn jakiego nie znacie, otrzymało w roku ubiegłym w formie wspomnianej pożyczki „dofinansowanie”. Do tej pory stowarzyszenia, jak i inne organizacje pożytku publicznego, otrzymywały wsparcie w ramach dotacji. W tym konkretnym przypadku jest to po pierwsze: pożyczka, po drugie – została  umorzona w całości, czego raczej nie stosuje się w praktyce. Co prawda dzisiejsze prawo daje jednostkom samorządu terytorialnego możliwość stosowania mechanizmów „bankowej ekwilibrystki”, jednak moralnie, w przypadku wysokiego zadłużenia gminy – budzi to wątpliwości.

Pomijam już fakt, że ustawa o finansach publicznych, jak i ustawa o samorządzie gminnym, wyraźnie wskazuje wyłączne kompetencje organu wykonawczego (tj. Burmistrza) do wydawania decyzji o pożyczce, a nie Radzie We władzach Stowarzyszenia Sabat byli obecni gospodarze Urzędu – D. Skiba i W. Kózka. Tak więc w mojej skromnej ocenie  sprawa „wilkowskiej pożyczki” budzi co najmniej wątpliwości i co najmniej radni powinni ją wyjaśnić. Sprawa ma również aspekt kulturowy. Często usprawiedliwia się transakcje na styku władz publicznych i aktywności obywatelskiej racjami społecznymi – zaangażowaniem na rzecz społeczeństwa. To pożądana postawa, ale przejrzystość finansowa jest i w tym przypadku rękojmią autentycznego społecznikostwa.

Piotr Gajek

 

Fundusz socjalny rozdysponowany?

 Skończył się rok budżetowy. Starym zwyczajem zapisane w budżecie wydatki muszą być zbilansowane, część jednak przechodzi na lata kolejne. W praktyce wiele samorządowych organów stanowiących, podejmuje (z nowym budżetem) uchwały ustalające wykaz wydatków według klasyfikacji budżetowej, które nie wygasają z upływem roku budżetowego, określając terminy ich dokonania w roku następnym, zgodnie z przepisem ustawy o finansach publicznych. W wykazie ujmuje się wydatki związane z realizacją umów, i są tu m.in. wydatki w sprawie zamówień publicznych, czy takie, które zostały zawarte w wyniku zakończonego postępowania o udzielenie zamówienia publicznego, w którym dokonano wyboru wykonawcy. Fundusz socjalny do takich wydatków nie należy, a przynajmniej zapis o terminowym przekazaniu środków funduszu socjalnego na wydzielone konto zakładu pracy przez pracodawcę. Niestety, wielokrotnie już wypominałem poprzedniej władzy (jako przewodniczący związku NSZZ „S“), błędy w przekazywaniu środków. Sprawa była kierowana nawet do prokuratury, która wytknęła Burmistrzowi Bodzentyna rażące zaniedbania, podobnie Państwowa Inspekcja Pracy  w Kielcach. Wynik działań związku był zawsze ten sam – środki szybko zapełniały konto Funduszu.

Obecnie Ci sami ludzie, którzy w tamtych czasach byli w opozycji wobec działań władz  ( A. Jarosiński, W. Kózka), postępują podobnie. Do dnia dzisiejszego środki te nie zasiliły w 100% konta Funduszu Socjalnego placówek oświatowych. Zasilają natomiast wszelkiego rodzaju imprezy okolicznościowe, jak przeróżne spotkania towarzysko - integracyjne (nie tylko dla nauczycieli). Wykorzystywany zapis we wszystkich bodajże zakładowych regulaminach funduszu, daje możliwości komisjom socjalnym podobne „biesiady“ organizować – tego nie kwestionuję. Kwestionuję natomiast metodę ich rozdysponowywania, o czym Komisje FS, jak i sami pracownicy dowiadują się już po fakcie. Szczodra dłoń odpowiedzialnych za ich rozdysponowanie dyrektorów jest rozbrajająca.

Z tym pytaniem jednak zwrócimy się (już jako redakcja) w najbliższym czasie do dyrektorów oświaty i władz lokalnych. Zgromadzony materiał posłuży zainteresowanym zagadnieniem łamania uchwały budżetowej jak i ustawy o finansach publicznych - właściwym organom kontrolnym.

Piotr Gajek

P.S.

A tak na marginesie dziwi fakt, że do tej pory komisja rewizyjna, która powinna stać na straży realizacji uchwał, nie zajęła się jak dotąd  kwestią, która ma poważny wpływ na realizację gminnego budżetu, czy samej uchwały absolutoryjnej. Jak widać łamanie prawa weszło w nawyk również organowi stanowiącemu.

 

W zastępstwie szopki noworocznej

1.01.2017

Biedna władza polska nasza, nie ma czasu na rządzenie

Ta centralna może jakoś, ta na dole w żadnej mierze

No cóż zrobić jak tak trzeba, pokazywać się wśród ludzi

Tu otwarcie tam zamknięcie, władza tańczy, jest na luzie.

Luz to teraz modne bardzo, wszyscy chcą być luzakami

Jednak trzeba tez pamiętać, że porządzić trza czasami.

 

Jedni mniej a drudzy więcej, tak się w tym zapamiętują

Że gdy  czas rozliczeń mija, wszyscy sobie przypisują

Swoje i nie swoje racje, budowy i innowacje

Tak to wszystko zakręcone, nie wiadomo kto ma rację

 

Wielu w tym chocholim tańcu, zapomina o urzędzie

Furda ludzie, gmina, władza, było dobrze to i będzie

Jeden nawet się zapomniał i obudził się w nocniku

Bo przeoczył etat drugi, co sprawował był po cichu

 

Jedni śpią a drudzy węszą, wywęszyli wójta pana

Poszły skargi, pisma  w górę i rzucili na kolana

Nie ma zmiłuj, ustąp bracie, na twój stołek inny czeka

Sądy jemu pozostają , więc kadencji się doczeka.

 

W Pawłowie jest inna heca, Marek zaczął z grubej rury

Wbił łopatę, coś pomruczał, wywieźli ziemi dwie fury

Będą duże inwestycje, hale, boiska za lasem

Unia dużą daje kasę, razem z panem Jarubasem

 

Facet dwoi się i troi, tu otwiera tam przecina

Czyta dzieciom, klepie baby, grajkom ordery przypina

Pan marszałek!, gawiedź krzyczy, kłaniają się dyrektory

Rządzić przez to nie ma czasu, od czego ma przydupasów?

 

Wnioski należy wyciągnąć - władza nasza lud swój lubi

Być u władzy bardziej kocha

Ludu swego rzadko pyta, bo ona wie wszystko lepiej

Rządzić władza nie ma czasu, bo dla ludu tak pracuje

Że się zapomina często, kto ją wybrał i dlaczego

Więc gdy kopa lud jej daje, krzyż na drogę i chanaje

WK

 

Manipulacja oczekiwaniami

30.12.2016

Co kilka miesięcy na tablicach ogłoszeń gminy Bodzentyn pojawiają się komunikaty Burmistrza w sprawie decyzji środowiskowej dotyczącej budowy kanalizacji w poszczególnych miejscowościach. Była więc decyzja o wszczęciu postępowania, decyzja o postępowaniu i decyzja  o zakończeniu postępowania w sprawie … decyzji środowiskowej.  Niezorientowani mieszkańcy czytając takie ogłoszenie, kodują sobie w głowach błędną  informację, że … będzie oto wykonana kanalizacja, że już się coś robi, że koparki czekają  tuż za rogiem. I o to tu chodzi manipulatorom z ratusza – o udawanie, że się coś robi i grę na czas. Taka decyzja środowiskowa – to czysta  formalność poprzedzająca decyzje budowlane i projekty. Od wielu lat zalegają w gminnych szufladach konkretne projekty kanalizacyjne, na które wydano setki tysięcy złotych, a teraz znowu zaczyna się ten sam kołowrót – przez dwa lata zajmowano się decyzją środowiskową, przez następne dwa lata tołkować się będzie warunki zabudowy, a w następnej pięciolatce przystąpi się do aktualizacji projektów. Zdaję sobie sprawę, że pewnych formalności nie przeskoczy się, ale manipulowanie ludźmi, sprawianie wrażenia, że już coś robimy – to tu już nawet nie cwaniactwo, to pospolita łobuzerka. Jako mieszkańca i podatnika interesuje mnie konkretny harmonogram prac i  ich zabezpieczenie finansowe. I  co słyszę od Skiby i Jarosińskiego. Zrobimy kanalizację, jak będziemy mieć pieniądze, których na razie nie mamy. Czyli te wszelkie decyzje środowiskowe nie są nawet asekuracją  tak na wszelki wypadek, ale właśnie działaniem manipulatorskim na wypadek wyborów. Wtedy się powie, że już zaczęliśmy, wybierzcie nas jeszcze, to będziemy kontynuować. Taktyka, jaką obraliście była skutecznie realizowana przez waszych pryncypałów z Platformy i PSL w skali kraju, ale jak w przypadku każdej manipulacji społecznej, zawsze kończy się bankructwem.

M.C.

powered by QuatroCMS