O nas
Nowe
Felietony
Artykuły
Kurier Święt.
Kronika 2018
Historia
Kalendarz
Galeria
Antyreklama
Kontakt
Polecamy
Forum
Archiwum
  
Kurier Święt. »  Kurier Świętokrzyski » Kurier Świętokrzyski,2018,nr 4
Treść artykułu:

Poseł Krajewski w Bodzentynie

 (17.06.18)

 Dzisiaj, w niedzielne przedpołudnie,  w bodzentyńskim Domu Kultury miało miejsce spotkanie z posłem Jarosławem Krajewskim z PiS, znanym szerszej publiczności z działalności w parlamentarnej komisji śledczej powołanej dla wyjaśnienia afery Amber Gold. Przybyło kilkadziesiąt osób z Bodzentyn, ale tez z sąsiednich miast, Suchedniowa, a nawet Skarżyska. Jarosław Krajewski, protegowany Mariusza Kamińskiego, który po wyeliminowaniu przez tegoż Macierewicza staje się postacią pierwszoplanową w PiS, uważany jest za wschodzącą gwiazdę w partii i jeżeli nie da się pogonić w  ślady Pięty, czeka go spektakularna kariera.

Poseł relacjonował ogólnie znane sprawy nadużyć z czasów rządów PO – PSL, związanych głównie z reprywatyzacją warszawskich kamienic. Oczywiście, to tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem skala nadużyć jest o wiele większa i wykracza poza Warszawę. Słusznie zauważono, że w naszym regionie, zdominowanym przez PSL, to tę partię posądza się o „błędy i wypaczenia”. Przy całej dezaprobacie dla PSL, zwłaszcza uprawianej prywaty w zatrudnianiu i „dojenia” w przebiegły sposób różnych funduszy,  agencji i samorządów, ludowcy zachowywali pewną chłopską ostrożność (no, może poza Rzeszowem), motywowaną bardziej praktycznie, niż etycznie… Posłowi atakującemu Platformę najgłośniej bili brawa członkowie Platformy (aktualnie już może nie, ale wrócą raczej, gdy poprawią się dla PO sondaże)

Spotkanie to w niezamierzony sposób ujawniło głębokie podziały w PiS. Pierwotnie organizatorem miał być ktoś inny, ale ponieważ jest kojarzony z posłem K. Lipcem, poseł A.Krupka nie mogła do tego dopuścić, a więc szybko przejęła inicjatywę i … obowiązki gospodyni.  Jest już regułą, że ludzi kwalifikuje się personalnie: ta od Krupki, ten od Lipca, a ten też niepewny, bo „okrakiem”. Posłowi Lipcowi, jako zasiedziałemu nie sposób odmówić roztropności. W odróżnieniu od rywalki, nie  znającej tutejszych realiów, nie zasiądzie do gościnnego obiadu przy stole, gdzie wcześniej zbierała się czerwona egzekutywa, a ludzie  są w środowisku skompromitowani…

Na marginesie pojawiła się również kwestia kandydata na burmistrza Bodzentyna.  Poseł A. Krupka namawiana jest do poparcia obecnego włodarza z Platformy Obywatelskiej, a inni skłonni są poprzeć Dariusza Świetlika, któremu z kolei oponenci  zarzucają związki z PSL… Informacje prasowe w tej sprawie sam zainteresowany zdementował, ale przypomina mu się przewodniczenie radzie miejskiej za rządów związanego z PSL M. Kraka. Krążą w sieci i po partyjnych egzekutywach zdjęcia – ten z Jarubasem, a tamten z jeszcze gorszym wrogiem, zapominając, że na fb każdy  chwali się fotkami  z tym czy innym vipem, a ci pryncypialni są pod względem medialnym szczególnie aktywni. Przyjmując, że Dariusz Świetlik jest j a k o ś, choćby tylko historycznie, powiązany z PSL, to popierający go wykazują  dużą roztropność, bo batalia rozgrywa się przecież o … elektorat PSL. Zabiegi o wyborców PO są jałowe – nigdy nie poprą PiS, a przecież Wenta  przepoczwarzył się po to właśnie, aby mieli oni „wybór”.

 Piotr Opozda

 Szlachta kurlandzka spod Rzeszowa

 (11.06.2018)

 Pani Urszula Oettingen, przewodząca Społecznej Radzie Kultury i szara eminencja tutejszego samorządu,  w swojej autobiografii zamieszczonej na stronie  www. siekierno.pl (http://www.siekierno.pl/o-nas/urszula-oettingen/urszula-oettingen ) tak pisze o swoim pochodzeniu:

 „Urszula Oettingen działa w Związku Rodowym rodziny von Oettingen, który ma swoją siedzibę w Niemczech. Należą do niego osoby z całego świata noszący to nazwisko i pochodzący od założyciela rodu Diricka Ottynck, na przełomie XV i XVI w. mieszkającego w okolicach Münster. W czerwcu 2012 r. uczestniczyła wraz z mężem i synem w kolejnym zjeździe rodziny Oettingen w Rydze na Łotwie. Jej przodek Johann von Oettingen był burmistrzem tego miasta. W 1687 r. otrzymał szlachectwo z rąk króla Szwecji Karola XI Gustawa. W 1710 r. w czasie najazdu wojsk rosyjskich ocalił miasto od zniszczenia. Dlatego jego osoba znalazła szczególną pamięć w historii Rygi. Podczas obecnego zjazdu Urszula Oettingen wraz z rodziną zostali przyjęci przez władze miasta, przedstawicieli ambasady niemieckiej i szwedzkiej oraz wpisali się do księgi Rady Miasta Rygi jako „polscy”, mieszkający na Kielecczyźnie, potomkowie bohaterskiego burmistrza.”

 Jako historyk bezprzydawkowy  nigdy nie przyjmuję autobiograficznych wynurzeń „na wiarę”, dlatego poszperałem trochę i znalazłem rzeczywistych przodków „ inflanckiej szlachcianki”… Jej rodowe nazwisko brzmi dość swojsko – Rak, a biogram tatusia, znanego działacza komunistycznego, widnieje na Wiki i jest powszechnie dostępny (https://pl.wikipedia.org/wiki/Zdzis%C5%82aw_Rak ):  Przytoczmy go:

 W 1947 wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej, z którą w 1948 przystąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Zasiadał w egzekutywie jej Oddziałowej Organizacji Partyjnej oraz w komisji rewizyjnej przy Komitecie Zakładowym partii. W 1954 ukończył studia na Wydziale Sprzętu Mechanicznego Politechniki Warszawskiej. W tym samym roku podjął pracę w Zakładach Mechanicznych w Tarnowie, gdzie kolejno był zastępcą kierownika wydziału produkcyjnego, technologiem, konstruktorem, starszym konstruktorem i od 1958 głównym konstruktorem. W latach 1966–1969 odbył zaoczny kurs magisterski z zakresu technologii i budowy maszyn na Politechnice Warszawskiej. W 1972 z ramienia PZPR uzyskał mandat posła na Sejm PRL w okręgu Tarnów. Zasiadał w Komisji Nauki i Postępu Technicznego, w Komisji Obrony Narodowej oraz w Komisji Pracy i Spraw Socjalnych.

 Jego kariera jako działacza komunistycznego uwidoczniona jest również na stronie sejmowej: https://bs.sejm.gov.pl/F?func=full-set-set&set_number=054500&set_entry=000001&format=999

 

Wygląda na to, że to nie król szwedzki nobilitował przodka, a nieco bliższy sąsiad – Józef Stalin pospołu z Bolesławem Bierutem i nie bronił rodzinnej ziemi przed Moskalem, a Moskalowi służył… I jest to jedyna moja złośliwość w tej sprawie, sprowokowana genealogiczną mitomanią, bo tak w ogóle uważam, że Rak nie gorszy od Oettingena i kimkolwiek byłby rodzic, nie można się go wstydzić…

PO

 

Zmarła  Józefa Życińska z Wołowa w gminie Bliżyn

Jako ciężarna, została skazana przez sad PRL na karę śmierci. UB-owcy zamordowali jej męża  żołnierza AK i WIN ps „Wilczur” (zidentyfikowano go na podstawie DNA kilka miesięcy temu - ale doczekała pogrzebu męża po ponad 60 latach !

W głośnym procesie lat 90. oskarżała jako oskarżyciel posiłkowy stalinowskich oprawców - Adama Humera i Edmunda Kwaska. 

 Pozostaje wzorem Niezłomnego  niepodległościowego, do końca życia pozostawała  aktywna.

 Relacja z walki  Józefy Życińskiej o Niepodległą Polskę

 Młodość skończyła się, gdy miała zaledwie dziewięć lat. - Przed wojną żyło nam się dobrze, ojciec pracował w Skarżysku, w fabryce amunicji. Stać nas było nawet na wynajęcie służby. Koszmar zaczął się we wrześniu 1939 roku - wspomina pani Józefa. - U nas stacjonowało wojsko. Na dachu domu żołnierze ustawili działka przeciwlotnicze, my musieliśmy się wynieść. Mieliśmy wyjechać na Wołyń, ale spóźniliśmy się na pociąg do Skarżyska. Trzeba było wracać - opowiada. Z tragicznego września najlepiej pamięta... słonie - razem z tłumem uchodźców szliśmy w kierunku Warszawy. Ojciec z bratem chcieli się zaciągnąć do wojska. W rodzinie były tradycje patriotyczne, przodkowie walczyli w powstaniach listopadowym i styczniowym. Pamiętam jak dziś. Na Górze Pogorzelskiej w jedną stronę szło nasze wojsko, w drugą... cyrk ze słoniami. Jeden uderzył mnie trąbą, ze strachu wypadłam z wozu. Matka znalazła mnie dopiero na drugi dzień. W końcu wróciliśmy do Wołowa, byli tam już Niemcy - 

Już w 1940 roku ojciec pani Józefy, Jan Zep, zakładał w Skarżysku organizację Orzeł Biały. Jednak wkrótce była wsypa, hitlerowcy rozstrzelali ponad tysiąc osób. - Z domu było słychać strzały, jęki i krzyk. Najgorsze, że nie mogliśmy nic zrobić. Ale ojcu się udało przeżyć i zaczął działać w Armii Krajowej - mówi Życińska. Wkrótce mała Józia poznała dalsze okropności wojny. W Bliżynie był obóz dla jeńców sowieckich i Żydów. - Była taka bieda, że musiałam przez druty handlować jedzeniem, żeby było z czego żyć. Raz o mało mnie za to nie zastrzelili. A Rosjan zagłodzili na śmierć. Osiem tysięcy ludzi - wspomina. Dom Zepów był skrzynką kontaktową Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Dziewczynka stała na czatach w czasie spotkań leśnych, nosiła meldunki. Starsi brat i siostra byli w oddziale majora Jana Piwnika "Ponurego".

Pewnego razu czternastoletnia Józefa znalazła się w obozie partyzanckim na Wykusie. Właśnie z transportem wyprodukowanych w Suchedniowie stenów przyjechał do "Ponurego" młody partyzant rodem z Warszawy, porucznik Aleksander Życiński, pseudonim "Wilczur". - Zobaczyłam go i z miejsca się zakochałam. To był taki piękny chłopak. To było niesamowite - opowiada pani Józefa. Miłość przetrwała wojenną zawieruchę. Pobrali się w lutym 1948 roku.

17 stycznia 1945 roku w Wołowie pojawili się pierwsi czerwonoarmiści. - Oswobodziliśmy was - stwierdzili i wyjedli, co było w domu. - A gdzie Berlin? - zapytał jeden z żołnierzy. - O tam, za tym laskiem, powiedziałam - zażartowała nasza bohaterka. Sołdat poszedł za lasek, Berlina nie zobaczył. - Wrócił, zarepetował karabin - ustrzelę jak sobakę! Ledwo matka wybroniła Józię. Niepodległość nie była taka, jak wyobrażano sobie w domu Józefy Życińskiej. Konspiracja trwała, Armia Krajowa zmieniła się w organizację Wolność i Niezawisłość. - W Skarżysku, na Górnej Kolonii były NKWD i Urząd Bezpieczeństwa. Aresztowali brata i tak skatowali, że umarł przed wigilią 1946 roku. Dwa lata później aresztowano ojca i matkę. Dostali po pięć lat więzienia. Wyszli wcześniej, ale tak zmaltretowani, że wkrótce zmarli. Życińska z mężem działali w WiN. Aleksander był dowódcą sporego oddziału. - Raz na Górze Baranowskiej zrobiliśmy zasadzkę na wojewodę kieleckiego, Wiślicza. Chcieli go wymienić na aresztowanych partyzantów. Ale w zatrzymanym aucie była żona dygnitarza. - Puściliśmy ją wolno, nie walczyliśmy z kobietami. Mnie nie potraktowali tak łagodnie - mówi pani Józefa.

Wraz z oddziałem Józefa Życińska ukrywała się po lasach. Partyzanci wymykali się z kolejnych zasadzek Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, politycznego wojska mającego na celu likwidację wrogów socjalizmu. W czasie jednej z potyczek w lesie w Kucębowie koło Bliżyna Życiński został lekko ranny w brzuch, pani Józefa, wówczas w czwartym miesiącu ciąży, nie miała siły uciekać. - Został ze mną, choć mógł zbiec. Drugiego takiego nie ma na świecie. Aresztowali nas razem - wspomina pani Józefa. Zawieźli ich do kieleckiego więzienia. Miesiące spędziła sama, w piwnicy. Polacy z Urzędu Bezpieczeństwa bili. Nie patrzyli, że ciężarna. - Wybijemy bandyckie pokolenie - mówili - opowiada nasza bohaterka. - Katowali stołkiem, jak jeden się zmęczył, przychodził następny. Połamali żebra. Miałam piękne, długie włosy. Wlekli mnie za nie po schodach z drugiego piętra. Szkoda opowiadać - twierdzi Józefa Życińska. Do dziś na myśl o tamtych przejściach łamie się jej głos. Męża skazano na trzykrotną karę śmierci, sędzia stwierdził, odczytując wyrok. - Nawet dzieci w kołyskach boją się Wilczura. Przed rozstrzelaniem pozwolono im się spotkać. - Aleksander dał mi wtedy mały krzyżyk, zrobiony ze szczoteczek do zębów. Dla dziecka. Pani Józefa urodziła w więzieniu. Po przeżyciach matki to cud, że dziewczynka była zdrowa. Józefę Życińską skazano na siedem lat więzienia jako wroga ludu. Wypuszczono ją po amnestii w 1950 roku. Na wolności też było ciężko. Pani Józefa ponownie wyszła za mąż, urodziła dwoje dzieci. - Ale męża pogoniłam, okazało się, że to komunista

Józefa Życińska nie dała za wygraną. Zakładała "Solidarność" w skarżyskiej PKS. Na początku lat 90. sądzono dwóch słynnych zbrodniarzy z okresu stalinowskiego, Adama Humera i Edmunda Kwaska. Obaj torturowali naszą rozmówczynię. - Wezwano mnie na świadka. Na mój widok jeden z oprawców stwierdził - przyprowadzili tu jakąś k..., teraz będzie nas gnoić. Sędzia zapytał: - Poznaje pani tych ludzi? - W piekle bym ich poznała - odpowiedziałam. - Humer przesłuchiwał mnie raz, ale tak, że nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Kwasek bił często, był straszny. Odkąd ich skazano, mam wolne serce - mówi pani Józefa.

 Działała w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej,  Stowarzyszeniu Narodowych Siłach Zbrojnych, Związku Więźniów Politycznych, Związku Inwalidów, założyła w Bliżynie "Strzelca". Ciągle interesuje mnie Polska, jestem na bieżąco z polityką. przez dwie kadencje radna w gminie... 

 http://www.echodnia.eu/apps/pbcs.dll/article…

Zdjęcia: http://tsk24.pl/…/3501-71-rocznica-rozstrzelania-360-onierz…



 

Przedwyborcze pożyczki na inwestycje

 

(25.05.2018)

Na 28 maja br. planowane jest kolejne posiedzenie Rady Miejskiej w Bodzentynie. Oprócz spóźnionego absolutorium dla burmistrza D. Skiby i innych ściśle formalnych uchwał (przynajmniej przy obecnym składzie spolegliwej rady), ta podejmie najpewniej trzy ważne uchwały zezwalające burmistrzowi na zaciągnięcie trzech  kolejnych pożyczek.

Wszystkie udzielone zostaną przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Kielcach.

Pierwsza z nich w wysokości 1 mln. 207 tys. zł. przeznaczona zostanie na sfinansowanie rozbudowy oczyszczalni ścieków w Świętej Katarzynie.  Jej spłata nastąpi w latach 2019 – 20 (czyli po wyborach), a całość wykorzystana jeszcze w tym roku (czyli przed wyborami).

Druga pożyczka w wysokości prawie 1 mln. zł.  przeznaczona zostanie na pokrycie deficytu budżetowego gminy, rzekomo w związku z powyższą inwestycją w Świętej Katarzynie… Dlaczego rzekomo? No bo jeżeli gmina ma kilkanaście wydatków i milionowy brak w kasie, to trudno orzec, który z wydatków je spowodował…? Wskazano na inwestycję, bo to ładnie wygląda, a trudno byłoby wydębić pożyczkę na konsumpcję (np. pobory dla rozmnożonej administracji). Tak się składa, że na pobory i festyny nigdy nie brakuje, a na inwestycje zawsze…  Spłacanie tej pożyczki odbywać się będzie w latach 2019 – 2034, czyli przez następne cztery kadencje.

No i trzecia pożyczka w kwocie 1 mln. 200 tys. zł. z przeznaczeniem na ocieplenie budynków samorządowych. Funkcjonariusze publiczni wykonując ciężką i odpowiedzialną pracę (np. zaciągając pożyczki i zatrudniając kumpli i pociotków) nie mogą marznąć.

Spłacanie  również odbywać się będzie przez cztery kolejne kadencje – do 2034 r.

Skoro o pieniądzach mowa, to na planowanym posiedzeniu rady (zamożna) gmina Bodzentyn udzieli również pomocy finansowej (ubogiemu) powiatowi kieleckiemu na remont dróg powiatowych w Leśnej Starej Wsi i Wiącce (do kwoty 200 tys. zł.).

Taktyka obecnej ekipy samorządowej jest ewidentna – trzeba wygrać wybory za wszelką cenę.  A najlepiej rozpocząć prace inwestycyjne w każdym zakątku gminy. Nie ma pieniędzy (bo dochody własne przejadamy) więc na wszystko pożyczymy. Wygramy, to przez kolejne lata ograniczymy się do  konsolidowania kredytów, a za administrowanie będziemy inkasować pobory, a przegramy - to niech spłacają następcy.

Kredyty są koniecznością, bo żeby wykorzystać środki zewnętrzne (a lekkomyślnością i szkodnictwem byłoby ich nie wykorzystać), trzeba mieć wkład własny. Problem w tym jednak, że dobry gospodarz idąc do banku zaciska pasa, żeby ograniczyć kredyty do minimum, a nasi gospodarze wydatkując publiczne pieniądze zachowują się jak milionerzy, będąc w rzeczywistości bankrutami z wekslami po wszystkich kieszeniach.

Piotr Opozda

 

 

 

Starosta na zagrodzie równy wojewodzie…

 

(21.05.2018)

 

Urzędy państwowe i samorządowe rozpoczęły publikacje oświadczeń majątkowych za ubiegły rok.

Przedstawicielka rządu w województwie, wojewoda Agata Wojtyszek z PiS uzbierała z tytułu pełnionej funkcji ponad 153 tys. zł. (12 tys. 783 zł. miesięcznie). Prawie tyle samu zarobił starosta Zenon Janus z PSL (12 tys. 854 zł.  plus dieta radnego 1472 zł. miesięcznie). Inny członek Zarządu Powiatu Józef Szczepańczyk pobierał troszkę mniej, bo „zaledwie” 11 tys. 416 zł. miesięcznie).

Dyrektorka tutejszej średniej szkoły powiatowej  zadowoliła się z tego tytułu pensją 4 tys. 330 zł. Dorabia również u burmistrza Skiby w Centrum Kultury (to taka ochronka dla zasłużonych, a  potrzebujących), w sumie zarobiła tu w ub. roku 8 tys. 860 zł.

Chłopaki z PSL śpiewali na dzisiejszych imprezach partyjnych z okazji zaanektowanych Zielonych Światek  „O cześć wam panowie magnaci…” Brzmi to w obecnych realiach jak w orwellowskim folwarku.

Radny Andrzej Michalski z PiS zadowolił się pensją dyrektorską w PEFRON powyżej 7 tys. zł. miesięcznie (plus dieta radnego powiatowego).  O służbie publicznej niższego szczebla napiszemy, gdy ta się podliczy … z pomocą pani Moniki.

PO

 

Wstrzymanie dostawy wody do spożycia

(17.05.2018)

Powiatowy Sanepid w Kielcach po cyklicznej kontroli źródeł zaopatrzenia mieszkańców gminy Bodzentyn w wodę, wstrzymał jej dostawę w celach spożywczych ze studni we Wzdo0le Parcelach.  Studnia ta zaopatruje w wodę północno - zachodnią część gminy (Wzdoły, Siekierno, Leśne i cześć Sieradowic) W wodzie wykryto bakterie coli. Na stronie Sanepidu pojawił się dzisiaj komunikat o wstrzymaniu dostaw wody do spożycia, powtórzony następnie na stronie internetowej przedsiębiorstwa komunalnego w Bodzentynie.  https://pssekielce.pis.gov.pl/plikijednostki/wssekielce/pssekielce/userfiles/file/Wzd%C3%B3%C5%82%20Parcele.PDF Mieszkańcy rzadko zaglądają na wspomniane strony internetowe, więc nieświadomi zagrożenia zasilali się co najmniej przez pół dnia w bakterie… Dopiero jeden z zaniepokojonych mieszkańców gminy prywatnie zaalarmował Radio Kielce, które podało stosowny komunikat. http://www.radio.kielce.pl/pl/post-70766  Nikomu z urzędników nie przyszło to do głowy… Dopiero po informacji Radia Kielce, w godzinach popołudniowych rozwieszono informacje na tablicach ogłoszeń w zainteresowanych wioskach. Prezes Kitliński ma pod tym względem pecha, bo rok temu znalazł się w  podobnej sytuacji  w gminie Górno, gdzie odpowiadał wcześniej za dostawę wody.  http://www.radio.kielce.pl/pl/post-62324 Sanepid  zidentyfikował bakterie teraz (komunikat opublikowano dzisiaj z rana 17 maja), ale trudno powiedzieć, jak długo już pito skażoną wodę.  Sprawa ma swoje ewidentne tło – z jednej strony jest to trwające od lat  lekceważenie problemu kanalizacji, a z drugiej brak dofinansowania odbioru ścieków z szamb, co sprawia, że często zasilają one glebę (a więc i ujęcia wody).

M.J.

Przyłącza wreszcie bezpłatne?

(29.04.2018)

 W ostatnich dniach Burmistrz Bodzentyna i przedstawiciele PUK Bodzentyn sp. z.o.o. ogłosili program budowy kanalizacji sanitarnej w większości miejscowości Gminy Bodzentyn. Władze samorządowe uzyskały dofinansowanie ze środków Funduszu Spójności w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014-2020 w kwocie 39 932 224,37 zł, co należy niewątpliwie uznać za duży sukces.

Prz okazji Gmina uzyskała środki na budowę przyłączy dla mieszkańców ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Kielcach. W tym miejscu należy przypomnieć, ż według obowiązującego prawa lokalnego koszty  przeprowadzenia prób technicznych przyłącza spadały, a być może spadają nadal na barki mieszkańców, tak przynajmniej wynika ze strony BIP PUK Bodzentyn  sp.z.o.o.(253 zł- przyłącze do sieci wodociągowej, 260 zł do sieci kanalizacyjnej zob. Uchwała Rady Miejskiej w Bodzentynie z dnia 27 lutego 2017 r Nr II/8/2015 oraz http://bip.puk.bodzentyn.pl/index.php/oplaty ). Kwestia jest bowiem nie jasna, gdyż czas obowiązywania taryf upłynął w dniu 27 marca 2017 r. ( Uchwała Rady Miejskiej w Bodzentynie z dnia 26 lutego2016 r.  Nr III/15/2016) Mimo to, przedmiotowe stawki nadal można znaleźć na stronie BIP PUK Bodzentyn sp. z.o.o.

 W lipcu 2017 r. pisaliśmy o  zasadności pobierania tego typu opłat ( Kurier Świętokrzyski, 2017, nr 5- ,, Czy opłaty za przyłącza są legalne?”)  Od dawna bowiem wiadomo, że nielegalne są wszelkie zapisy w regulaminach dostarczania wody i odprowadzania ścieków, stanowionych przez rady gmin, dotyczące opłat za ustalanie warunków technicznych przyłącza(wyrok z 15 października 2007 r. WSA w Warszawie, sygn. IV SA/Wa 116/06). 

Miejmy zatem nadzieję, że także i w przyszłości będzie można podłączyć się do kanalizacji lub wodociągów bezpłatnie, niezależnie od tego, czy jest to większy projekt finansowany ze środków pozyskanych z funduszy zewnętrznych, czy też że środków PUK lub budżetu Gminy w sytuacji gdy nawet chodzi o pojedynczego obywatela, gdyż w/w regulacje samorządowe odnoszą do urządzeń wybudowanych przez odbiorcę.

Egzekwowanie opłaty za przyłącza może mieć bowiem opłakane skutki w kontekście wytycznych zastępcy prokuratora generalnego Roberta Hernanda, zgodnie z którymi prokuratorzy będą zaskarżali takie uchwał, w których nakłada się na mieszkańców obowiązek opłacenia przyłączenia się do sieci wodociągowej lub kanalizacyjnej. Z informacji prasowych wynika, że ,,Dotychczasowe skargi prokuratorów o stwierdzenie nieważności uchwał gmin wprowadzających obowiązek wniesienia opłaty przyłączeniowej za możliwość podłączenia budynku do gminnych sieci uwzględniły już sądy w Krakowie, Poznaniu, Łodzi czy Warszawie.”( Rzeczpospolita, 09.08. 2017- ,,Czy gmina może pobierać opłaty za przyłączenie do sieci wodociągowej?”)

 

http://www.bodzentyn.pl/index.php/aktualnosci/1090-kanalizacja-sanitarna-priorytetem-dla-wladz-i-mieszkancow

http://www.pobudka.com.pl/index.php?opis=true&idop=278&k=32&p=47

http://www.rp.pl/artykul/424817-Oplaty-za-przylaczenie-nielegalne.html

http://www.rp.pl/Finanse/308099926-Czy-gmina-moze-pobierac-oplaty-za-przylaczenie-do-sieci-wodociagowych.html

http://bip.puk.bodzentyn.pl/index.php/taryfa

 

G.L.

Zemsta małych ludzi

(25.04.2018)

Na ostatnim posiedzeniu Rady Miejskiej w Bodzentynie, 24 kwietnia br., radni stosunkiem głosów 9:5 wyrazili zgodę na ograniczenie zatrudnienia do 6 godzin tygodniowo dla radnego Dariusza Świetlika. Jest to mniej, niż pół etatu, dlatego wspomniany radny, z zawodu nauczyciel historii, traci w gruncie rzeczy etat nauczycielski. W uzasadnieniu tej kuriozalnej decyzji (D. Świetlika potraktowano bowiem wyjątkowo niekorzystnie, gorzej, niż stażystę) stwierdzono obłudnie, że decyzja nie wynika z pełnienia przez niego obowiązków, a … reformy oświatowej. Nie jest tajemnicą, że za owym aktem zemsty stoi Andrzej Jarosiński. Czyżby bezmyślny, bo oślepiony uczuciem zemsty? Natomiast urzędowi radni, ludzie bezwolni i bez elementarnych predyspozycji merytorycznych i – jak się okazuje przy okazji tej decyzji – moralnych, przyklepią wszystko, „co Pan każą”. Zaskoczył mnie radny Wojciech Kózka, który nie wziął udziału w głosowaniu… Można kogoś nie lubić (zdarza się), ale wówczas, w decyzjach wobec tego kogoś, sprawdza się nasz format, klasa. Radni pokazali klasę nieporównywalną nawet z półświatkiem, gdzie jakiś kodeks i zasady jednak obowiązują. Tu – wyłącznie prostacka zemsta.

Piotr Opozda

powered by QuatroCMS